lsd - łapacz snów, czerwona pigułka i śmierć ego
detale
Setting: Lato, wieczór, dom na wsi, brat przewodnik.
raporty 666kosmonauta
lsd - łapacz snów, czerwona pigułka i śmierć ego
podobne
Nadszedł wielki dzień.
Od dawna jestem zajarany tematem poszerzania świadomości, jako naszego narzędzia poznania. Interesuję się teoriami kosmosu, istnienia. Sporo czytałem o substancjach psychoaktywnych, jaram się filmami z motywami indiańskiego zielarstwa ("W objeciach węża" mocno polecam), czy traktującymi o porządku świata, uniwersalnych wzorach (Pi). W końcu pojawiła się okazja by spróbować najbezpieczniejszej formy psychodelicznej, czyli sprawdzonego w laboratorium LSD. Czułem, że jestem dobrze przygotowany, znałem opowieści o bad tripach, o tym o czym trzeba pamiętać by się nie zgubić i by mieć przewodnika po krainie czarów, jedyne, czego nie sprawdziłem to dawkowanie. Mój przewodnik - młodszy brat, który poznał już smak tamtej rzeczywistości przywiózł 4 filetowe kartoniki w chmurki. Powiedział mi, że gdy wcinał pierwszy raz to po wczytaniu pierwszej dawki zawiedziony efektem zjadł drugą i był zadowolony. Jak się później okazało - dawkowanie jest sprawą bardzo indywidualną, moim zdaniem warto kierować się tym jak spędzamy czas np po marihuanie. Jeżeli po prostu chcesz "mieć fazę" czyli porobić się i śmiać do falującego banana to 2 są ok. Jeżeli natomiast jesteś typem filozofa, a po paleniu Twój mózg zalewa się rozkminkami to polecałbym być ostrożnym, 1 kwadracik na początek to absolutny max.
Tak więc równo o 19 wpierdoliłem swoje dwa kartony do buzi i trzymałem aż same się zdegradowały. Nie miały smaku. Do tej pory miałem do czynienia tylko z trawą (spalanie rzędu 1g/miesiąc) i hash jogurtami. Pierwsze etapy wczytywania skojażyły mi się z tym drugim. Lekkie mrowienie szczęki i uczucie ciężkości. W pewnym momencie ciężkość zaczęła wciskać niemiłosiernie w kanapę, a wszystko w około bawić, w satysfakcjonującej euforii. Z czasem wczytu brat powiedział, żeby wyłączyć TV bo "TV to zło". Tak więc podłączyłem kompa i muzykę. Muzyka docierała do mnie lepiej, podkręcając dobre samopoczucie.
Łapacz snów
Po ok godzinie od pożegnania się z chmurką poczułem, że czas ogarnąć sobie jakąś misję. Potykając się o własne nogi i śmiejąc z falującego świata wzięliśmy w ręce koce, wodę i ruszyliśmy do ogródka, połączyć się trochę z naturą. Było już zupełnie ciemno, niebo czyste. Dom rodziców stoi w małej turystycznej wiosce ok 20 km od najbliższego miasta, czyli większego źródła światła. Gwiazdy widać było wyśmienicie, wyraźnie można było dostrzec drogę mleczną a patrząc w głąb ujżeć kolejne i kolejne gwiazdy, jak w nieskończonym mrowisku. Leżąc na lezaku i patrząc prosto w niebo, wszystko wydawało mi się żywe, gwiazdy migotały, samoloty przecinały nieboskłon. Dzięki tęczówkom wielkości talerza noc wydawała się jasna a światła tańczyć wokoło. Gwiazdy zaczęły łączyć się cieniutkimi nitkami w geometryczne wzory, przypominało to ogromny łapacz snów. Po chwili zdałem sobie sprawę, że wszystko co mam przed oczami jest idealnie geometryczne. Widok był zapierający dech w piersiach. Zaczęły się rozkminki. Zwykłe jak przy joincie. Ogrom, piękno wszechświata. Poczułem jeszcze większą więź z tym co nademną.
Dwa psy biegające po podwórku zaczęły wymagać od nas czegoś, więc przenieśliśmy się na balkon. Wydawało się, że za domem przejeżdżają nieustannie samochody, lecz słychac było tylko naturę, ptaka ćwierkającego gdzieć w pobliżu. Światło zmieniało strony, przemieszczało się, tańczyło, cienie psów sprawiały, że wydawało się, że jest ich stado. Zaczęły pojawiać sie nowe wzory geometryczne, tym razem na wszystkim na co patrzyłem, zostały one ze mną do końca tripu. Identyczny wzór posiadał dywan na ścianie domu w oddali, który widziałem przez okno. Był na samym środku mojego widoku, lecz tak daleko, że pierw ujżałem wzory a potem dywan, który wydawał się być ich źródłem.
Przenieśliśmy się do domu, odpaliliśmy muzykę i wideoklipy. Światła i wzory z ekranu rozlewały się na ściany i poruszały w rytm muzyki. W klipie do psychodelicznego kawałka TAU - Wink to the Elements (polecam) spostrzegłem kalejdoskopowe wzory, które towarzyszyły mi już od jakiegoś czasu, psychodeliczne zwierzęta i... łapacz snów nałożony na gwiazdy. Rozwaliło mi to łeb.
Czerwona pigułka
Zacząłem rozkminiać to co już zdażało mi się rozkminiać nie raz. Ogrom wszechświata, sens istnienia, kruchość życia itp. Jednak teraz myśli dosłownie wlewały mi się do głowy, podtapiając mnie. Jedna rozkmina goniła drugą, zgłębiała ją trzecia a przy czwartej nie wiedziałem od czego zaczynałem. Gdy sobie przypominałem to rozkminiałem ją znowu. Wszystko wydawało mi się oczywiste, jakbym nagle znał na nie odpowiedzi. Powtarzałem sobie w myśli "Największa siła ale i wada tego stanu to sugestywność". Wszystko na co wpadałem wydawało mi się prawdziwe, jednak ciągle przypominałem sobie, żeby mieć na uwadze, że jest to tylko "narkotyk". Jednak nie czułem, że czuję mniej, czy myślę wolniej, czułem, że mój mózg działa sprawniej, czuję więcej a moja świadomość jest poszerzona. Rozkminy były prawdziwe. Kolorowe wzory wylewały się z wideoklipów na ściany i w przestrzeń wokół mnie. Pomyślałem, że mogę przez nie machnąć ręką i widziałem to, jak spiętrzają się pod nią gdy nią machnąłem. Poczułem jak rozcinam się na kilka warstw jak blok kartek. Widziałem to na swoich rękach a krawędzie były tak ostre, że zapiekły mnie usta. Sugestywność. To co pomyślałem, lub mi się wydawało, na moment stawało się prawdziwe. Np chwyciłem jabłko. W ciemności wydało mi się stare i z dziurami, z obrzydzeniem upuściłem je spowrotem do miski i poszedłem umyć dłoń brudną od nadpsutego miąższu. Ręka była czysta, a jabłko okazało się zupełnie swierze i suche. Wróciłem na kanapę.
Podziwianie wszystkiego wokoło wymianiało się z rozkminami, które dalej płukały mi zwoje. Było świetnie. Kratkowana piżama brata zlewała się ze wszystkim, wzory przeszły na moje ręce, wszystko żyło, każdy przedmiot na swój sposób. Powiedziałem bratu moja stałą rozkminę: "Największa siła ale i wada tego stanu to sugestywność". Na co odpowiedział "Stary, mówisz mi to już 20 raz". Kurde faktycznie. Mówiłem to, zamyślałem się i znów to mówiłem. Na You Tubie leciała reklama Liona, poszedłem się odlać, siedziałem wieczność i podziwiałem wzory na kafelkach. Gdy wróciłem znowu zaczęła lecieć ta sama reklama. Pierdolę, to samo, myslę w kółko o tym samym na nowo, ta reklama. Wpadłem w pętlę czasową! Zaniepokoiło mnie to trochę. Do tego dalsze rozminy.
Wylogowałem się z Matrixa. Ten karton był czerwoną pigułą, którą wpierdoliłem bez pomyślunku. Wszystko wydawało mi się bez znaczenia. Moje życie, istnienie ludzkości, wobec przeogromu wszechświata czy potęgi czasu, dla którego cała nasza cywilizacja znaczy mniej niż milisekunda dla nas. Zdałem sobie sprawę, że najważniejszym co mamy jest świadomość, zaś my, nasze ciała są tylko biologicznymi inkubatorami by ją podtrzymywać. Czułem ogromą wspólnotę z gwiazdami, które widziałem w ogródku i utkwiły mi w głowie tak, że zdawało mi się, że widzę je przez sufit. Internet, telewizja, seriale, filmy, sport, wszystko co robimy zostało wymyślone po to by odciągać nas od myslenia o sprawach istotnych i od poszerzania własnej świadomości. Wszystko co lubiłem robić było bezsensowne. Wszystko na świecie prowadzi do zarabiania pieniędzy, które wydaje się na "narkotyki", czyli wszystko co uzależnia: dragi, władza, miłość, seks, sporty, alkochol, fikcja (ksiązki, filmy) i wszystko inne (prócz jedzenia i mieszkania) na co wydajemy pieniądze. Mój byt wydał się bezsensowny. By zabić myśli odpaliłem Netflixa i puściłem Prawnika z Lincolna, wydawał mi się bezpieczny, bo już go widziałem. Film był straszny. Postaci, z których odrywała się tapeta wyglądały jak ożywione trupy, które szydzą ze mnie pokazując z wyjebaną miną jak zbiera się hajs. Nie odbierałem tego w ten sposób wcześniej. Miałem coraz silniejsze wrażenie, że kwas otworzył mi oczy, nie myslałem o tym, że jest to moja wyobraźnia pod wpływem dawnych rozkmin i ciągów skojażeń, które miałem od ostatnich kilku godzin, czy głupiego "TV to zło" wypowiedzianego przez mojego braciszka. Wyłączyłem Netflixa i odpaliłem TV. Super, leci Top Gear, odprężająca, nieangażująca rozrywka. Brat jarał się pięknem samochodów, traktował je w tamtym momencie jak dzieła genialnych ludzi. Ja widziałem co innego. Sflaczała twarz Jeremiego przyczepiona operacyjnie spowrotem do czaszki drwiła ze mnie. Pokazując horrendalnie drogie samochody i wyśmiewając ich wady. Żałosny konsumpcjonizm. Narkotyki pod postacią drogich aut, na które nikogo nie stać, i rozprawianie się nad tym, że ten ma chujowy dach, a tamten wygląda jak lokomotywa. Było to tak nieznaczące, i przekazane w (wydawało mi się wtedy) drwiący ze mnie sposób. Gnijące oblicze Jeremiego raz mówiło do mnie w spowolnionym czasie a raz normalnie, raz taśma spowalniała i przyspieszała. Iluzja się sypie. Kolejka dawno wjechała na szczyt i teraz zaczęła zapierdalać w stronę pętli. Miałem peak, myśli atakowały, Top Gear zgniło jak gnije nasz cały świat i ja sam. Za grubo.
Śmierć
Postanowiłem zrobić coś, co z całego serca odradzam w takiej sytuacji. Zeby zabić bad tripa postanowiłem go przespać. Na LSD nie da się spać. Mózg działa jak rozgrzany silnik. Gdy zamykałem oczy widziałem wirujące wzory (fraktale?) jak w filmie Eter The Void (bohater jest na DMT) do tego demoniczne rozkminy o sobie, halucynacje. Fraktale poruszały się do ukrytej muzyki, którą słyszałem w głowie. Godzina na zegarku wydawała się być zawsze ta sama (pętla czasowa). Po pewnym czasie nie byłem juz wstane przeczytać godziny i wyrzuciłem gdzieś zegarek. (Znalazłem go po 2 dniach). Wydawało mi się, że umieram. Poszedłem do łazienki. Moja twarz w lustrze raz była normalna, a raz stara, raz normalna i raz stara. Widziałem żyły na ciele i rękach i tańczące wzory. Czułem jak mój inkubator się kończy. Czułem smak krwi w ustach. Umieram? Niedługo umrę? Miałem wkrętę że umrę w wypadku albo już umarłem i oto teraz jestem. Pomyślałem, że musze zacząć się uczyć i widziałem przed sobą swoją przyszłość, wszystko będzie okej, uśmiechy, rodzina, dom, odpaliłem tablet żeby się pouczyć. Nie dało się. Widziałem opcję B jeśli czegoś nie zrobię, pójdę w narkotyki, będę wychudzony, pojawi się przemoc, w końcu kogoś zabiję albo sam zginę. Zbiegłem na dół po schodach w kształcie spirali. (Miałem wcześniej rozkminę o cykliczności życia i świata, narodziny, prokreacja, śmierć i tak dalej, do tego motyw spirali, złota liczba, Fi itp). Na dole w terrarium gekona rzuciły mi się w oczy robaki. Śmierć, zbiegłem do spirali życia w złą stronę! Spierdoliłem do góry i wpakowałem się do łóżka - tu jest życie. Nowe narodzenie, czułem że umrę, ale to nie będzie straszne bo narodzę się na nowo. (wpływ Enter The Void znowu). Poszedłem do brata się uspokoić. Grał na samych majtach w CS'a, biegał z nożem. Morderstwo, przemoc. Usiadłem za kompem, kazali mi zabijać. Czy muszę kogoś zabić żeby wydostać sie z pętli? Czy muszę siebie zabić? Odskoczyłem od kompa, mój brat wydawał się być szatanem (jestem niewierzący). Poszedłem do łóżka się uspokoić. Przyszedł mój brat. Widziałem jak wystają mu rogi a całe ciało pokrywają wzory (podobne do tych na moich rękach). Więc piekło istnieje? Tak wygląda piekło? Zamknięty w pętli czasu, między nocą a dniem w sześcianie mojego pokoju. Jedyne co mnie czeka to cierpienie, przeżyję własną śmierć na nowo i na nowo i na nowo. Gadałem z bratem, pytałem gdzie jestesmy, kim jestem, czy to na pewno ten adres (wymieniam adres) i czy umarłem. Przestraszył się, przyniósł mi sok z aronii, żebym się uspokoił. Ultrapodobieństwo soku do krwi nie było pomocne. Jednak po pewnym czasie się uspokoiłem. LSD zaczęło schodzić. Czułem się wyprany. Poszedłem zjeść coś żeby uspokoić żołądek. Było koło 4 rano. Nie mogłem zasnąć do 7-8 układając wszystko w głowie. Nastepny dzień wciąż czułem się wyprany. Od tego czasu minęły 4 miesiące a wciąż, to co tu piszę nie jest poukładane tak jak bym tego chciał. Ominąłem wiele innych rzeczy, które mogłyby być mniej ciekawe dla czytelnika.
Podsumowując:
- To wszystko było powalone ale zarazem piękne (szczególnie przed bad tripem) polecam, lecz trzeba być uwaznym. Tak jak można usłyszeć na forach - ważne żeby być w miejscu, w którym można się czuć swobodnie. Jednak myślę, że najlepiej ten czas spędzić w naturze, zdala od mediów. Wyjątkiem jest muzyka.
- Dawkowanie - bardzo indywidualne, jednak nie polecam stanowczo 2 kartonów na pierwszy raz
- Czas - gwiazdy były niesamowite, jednak nie polecam brać tego tak późno, ciemność nocy jest przytłaczająca, gdyby był srodek dnia to bardzo możliwe, że bym nie skończył bad tripem. Polecam wcinać rano.
- W pewnym momencie straciłem orientację w czasie, który starałem się mieć za punkt odniesienia w rzeczywistości, zacząłem lekko panikować. Nie byłem pewien co jest snem, co jawą, czy jestem chory psychicznie, czy działanie LSD kiedyś się skończy. Ten moment był skrajnie nieprzyjemny.
- 15147 odsłon
Odpowiedzi
Drwiący przekaz
Twoje obserwacje są jak najbardziej prawidłowe. Max Spiers dużo mówił na ten temat. Cała popkultura się na tym opiera, jej rolą jest kształtować nawyk myślenia o świecie w tej spłyconej, powiedziałbym że wręcz zsatanizowanej formie. Przykładem może być np. zrobienie z Bruce'a Jennera kobiety, co było jakby sygnałem "patrzcie, możemy wziąć wielkego silnego chłopa, mistrza olimpijskiego, i zrobić z niego kobietę - a wy musicie to uszanować i od tej pory mówić do niego "proszę pani", albo wszechobecne nawet wśród Polskich gwiazd i gwiazdeczek gesty zakrywania jednego oka i epatowanie znanym symbolem oka w piramidzie, które oznaczają "mamy twoje oko, nic nam nie możesz zrobić - nie widzisz całej prawdy i możesz ją poznać tylko na tyle na ile ci pozwolimy".
http://porozmawiajmy.tv/ostatni-wywiad-z-maxem-spiersem/