[25c-nbome] dzień, w którym staliśmy się bogami
detale
[25c-nbome] dzień, w którym staliśmy się bogami
podobne
11:00 Spotkałem się z dwoma kumplami na klatce schodowej. Rozwinąłem sreberko z maluteńką szczyptą białego proszku i w miarę możliwości podzieliliśmy substancję na trzy równe części. Zostałem uprzedzony, że znajduje się tam łącznie ok. 3 mg 25-CNBOMe (chociaż proch był przy mnie sypany "na oko" dlatego nie mam żadnej pewności jaka masa została wsypana do sreberka. Przy takich małych jednostkach masy jest to zajebiście trudne do określenia). Jako właściciel specyfiku i najbardziej doświadczony z uczestników (pozostali pierwszy raz w życiu zażyli psychodelik) oblizałem także sreberko i kartę do dzielenia. Każdy z nas poślinił palec, nabrał nań swoją dozę i wtarł proszek w dziąsło. Smak był podły, ale nie spodziewaliśmy się delicji... Wiedząc, że o wiele lepiej będzie nam przebywać na łonie natury niż wśród ludzi ruszyliśmy na łąki za miastem.
(Choć wtedy jeszcze nie przywiązywałem do tego takiej wagi; ogromny wpływ na banię miały mieć pogoda, miejsce i ludzie, z którymi zażywałem. Szczęśliwy los chciał, że wszystko ułożyło się idealnie).
11:05 W napotkanym po drodze opuszczonym budynku postanowiliśmy skręcić jointa by umilić sobie czas oczekiwania na banię. Przy wszystkich zażywanych przeze mnie tego typu substancjach trwało to zwykle co najmniej 20 minut. Zrolowaliśmy joincika, ale nie zdawaliśmy sobie jeszcze wtedy sprawy, że zanim go odpalimy miną ponad dwie godziny... Pierwszy odczułem, że coś już jest inaczej. Po 5 minutach koledzy także byli już przekonani, że zaczęło się.
11:10 Zrobiło nam się słabo. Każdy z nas co pewien czas przystawał. Body load wchodził wyjątkowo siermiężnie. Coś się chciało, a nie wiadomo było co. Uczucie słabości zwalało z nóg, a z drugiej strony coś nie pozwalało zemdleć czy zatrzymać się. Wskoczyliśmy w krzaki zbaczając z polnej ścieżki. Zapragnęliśmy natury. Przedzierając się przez krzewy i trawy szliśmy przed siebie. Po kilku minutach wyszliśmy na inną ścieżkę. Wtedy pojawiły się pierwsze efekty wizualne. Spojrzeliśmy na trakt i wydał nam się on tak niedorzeczny, że aż śmieszny. Przecież całe pole zostało nagle pocięte mnóstwem ścieżek i ścieżynek wyrytych wśród traw.
- Widzisz? Tu jest w ch** innych ścieżek!
- Widzę. Chodźmy!
Kontynuowaliśmy zatem podróż wedle naszej koncepcji, a ponad półmetrowe zarośla nie przeszkadzały nam ani trochę. Halucynacja narastała. Trawy stawały się coraz większe, wszystko falowało. Uczucie osłabienia powoli ustępowało, ale niezdecydowanie osiągnęło apogeum. Zaczęliśmy kręcić się w kółko przytłoczeni potęgą efektów. Chociaż byliśmy w miejscu, w które znaliśmy od dziecka nie bardzo wiedzieliśmy dokąd idziemy. Wzrok wyostrzył się nagle w sposób niewyobrażalny. Widziałem każdy pojedynczy liść na drzewach porastających góry oddalone o kilka lilometrów. Billboard reklamowy, od którego dzieliło nas dobre 500 m zdawał się być na wyciągnięcie ręki. Trawy i krzewy oszalały. Kotłowały się, rosły i malały, falowały, a my brnęliśmy pośród nich, w miarę możliwości, w głąb natury.
11:30 Halucynacja zaczęła mnie już przerastać, wszystko tak wirowało, że nie widziałem już dokąd idę. Uprzednio wyłączywszy telefon straciłem też już całkowicie rachubę czasu. Szedłem za towarzyszami, których obecność czułem. Wiedziałem, że poruszamy się we właściwym kierunku. Po jakimś czasie (kilkanaście minut?) halucynacja uspokoiła się trochę, a ja rozpoznałem miejsce, w którym się znajdowałem. Staliśmy w szczerym polu nieopodal myśliwskiej ambony. Uczucie słabości i niezdecydowania odpuściło całkowicie. Zaczęła się generalna bania...
12:(?) Rozejrzeliśmy się w okół. Pogoda była fantastyczna. Świat był piękny. Patrzyliśmy z góry na całe nasze miasto, w którym mieszkaliśmy od urodzenia. Jakakolwiek zła myśl przestała istnieć. Staliśmy tylko i przez długi czas byliśmy w stanie jedynie wyć (tak, wyć) ze szczęścia. Radość była niewyobrażalna, euforia była aż zbyt silna :D Wszystkie codziennie troski takie jak praca, długi itp. wydały się więcej niż bezsensowne. Godne były jedynie wyśmiania, podobnie jak całe nasze dotychczasowe życie. Nagle spojrzeliśmy i zrozumieliśmy Wszechświat, mieliśmy świadomość jego ogromu i piękna. Przestrzeń przestała istnieć. Podobnie jak czas. Za nic były nam takie jednostki jak minuta, godzina czy rok. Mieliśmy pełną świadomość Życia od jego początku na Ziemi. Samo istnienie Świata i Życia dawało nam szczęście absolutne. Doznaliśmy wspaniałej iluminacji, doświadczaliśmy Nirvany. Byliśmy połączeni z Wszechświatem. Nic nie było nam potrzebne. Byliśmy spełnieni.
Nie mam pojęcia jak długo trwał ten wspaniały stan. Czas nie istniał. Czuliśmy kontakt z osobami, o których myśleliśmy, wystarczyła myśl by znaleźć się w dowolnym miejscu. Nasze ciała wyglądały przedziwnie. Całe były powykrzywiane, jakby całe przemoczone. Fioletowo-niebieska skóra zdawała się non-stop płynąć, była pokryta różową pajęczyną. Z drugiej jednak strony; byliśmy piękni. Czuliśmy swoją obecność, widzieliśmy swoje dusze. Każdy z nas miał także inny głos (nie wydaje mi się, że był to tylko efekt bardzo wyostrzonego wtedy zmysłu słuchu). Brzmiały one radośnie, były silne i ciepłe, dobre... Po zamknięciu oczu natychmiast pojawiał się widok bajeczny. Wiele kolorów wirujących i poruszajacych się w okół rozmaitych osi. Obraz nie był widziany tak jak przez oczy, a mogliśmy spoglądać na 360^o zarówno w pionie jak i w poziomie.
Od jakiegoś czasu piszę w liczbie mnogiej, gdyż wystrzeleni na ten wyższy poziom świadomości mogliśmy porozumiewać się telepatycznie (podobno możliwość ta została już potwierdzona naukowo). Jeden słyszał myśl drugiego, bo właściwie wszyscy byliśmy jednym. Zadajac pytanie dobrze wiedziało się jaka będzie odpowiedź. Pytam zatem, tylko po to żeby usłyszeć:
- Jak tam?
- Pięknie... Życie to coś pięknego...
- Bałbyś się teraz umrzeć?
- Nie!
- Chciałbyś teraz umrzeć?
- Mogę. Czuję, że umieram.
- A czujesz, że możesz się teraz narodzić?
- Tak! Rodzę się i umieram. To piękne!
- Mógłbyś stworzyć religię i być Bogiem?
- Mógłbym stworzyć religię i mógłbym sobie ją obalić. Mogę zrobić wsyztsko.
- Ja też...
- Wiem :)
Staliśmy tak jeszcze czas jakiś napawając się pięknem Życia. Nagle twórca skręconego czas jakiś temu jointa wyciągnął go pogiętego zza ucha. Zaczęliśmy kwiczeć ze śmiechu. Wydał nam się on tak śmieszny i niepotrzebny do szczęścia. Wypełniało nas jednak poczucie wolnej woli, pełnia możliwości korzystania z dobrodziejstw i dokonywania wyborów. Postanowiliśmy więc odpalić jointa pewni w 100%, że nie zmieni on kompletnie nic w tej bani. Chcialieśmy po prostu spróbować nowej czynności w tym stanie. Nie pamiętam czy zaciągnąłem się raz czy cztery razy. Halucynacja nie pozwalała mi widzieć dobrze swojej ręki, a co dopiero trafiać nią do ust. Cała była zgrubiała, powyginana i kolorowa, podobnie jak joint. Cieszyło nas jednak niesamowicie wspólne robienie czynności, tu akurat: palenia.
Wtedy też stała się rzecz przedziwna. Nagle z zarośli wynurzyła się postać. Zmierzała ona ku nam, ale halucynacja, a także oślepiające Słońce nie pozwoliło mi odróżnić płci, poznać wieku ani jakichkolwiek innych "parametrów" tego bytu. Czułem go tylko, kochałem go. Był piękny. (Kumpel opowiedział mi później, że był to starszy gość ok. 60 lat w samych krótkich jeansowych spodenkach). Jako, że było nas trzech, nazwaliśmy go tylko Czwartym Człowiekiem. Przeszedł blisko obok nas. Czułem jego nastrój. Czułem, że mój stan oddziałuje na niego, a jego na mój. Euforia wezbrała jeszcze bardziej. Był to pierwszy człowiek oprócz nas samych, którego ujrzeliśmy w tym stanie. To, że on istnieje było dla nas czymś przecudownym.
14:30 Po kilkudziesięciu minutach ekstaza zelżała, ale dalej czuliśmy się naładowani boską energią. Włączyłem telefon (z trudem, bo miał on dziwny kształt, a moje ruchy były tak niezgrabne, że nie trafiałem w przyciski). Zapragnęliśmy wrócić do miasta i spotkać naszych przyjaciół. Zapragnęliśmy przebywać w społeczności i nieść jej radość, dzielić się nią. To pozwoliło nam odkryć masę nowych niesmaowitych efektów działania 25C-NBOMe.
Wzrok i słuch były nieprawdopodobnie podkręcone. Widzieliśmy każdy najmniejszy ruch trawy, każde źdźbło. Słyszeliśmy najmniejszego owada lecącego o wiele metrów dalej. Mogliśmy bez trudu wyodrębnić z przestrzeni każdy jeden dźwięk i poczuć jego pełnię. Czuliśmy każdy żywy byt. Niemal frunęliśmy przez pola chłonąc piękno przyrody. Nie odczuwaliśmy zmęczenia i bólu, euforia wciąż była przepotężna. Kolczaste krzaki tnące nogi do krwi nie przeszkadzały nam ani trochę, wręcz przeciwnie, istnienie tych roślin tylko nas cieszyło. Świat wyglądał tak jakby zmieszać z sobą obraz z filmów Avatar i Alicja W Krainie Czarów. Wszystko miało ładniejsze i krąglejsze kształty, na ścieżce z czarnej ziemi mieniły się kolorowe światełka, rośliny nabrały nowych barw, a wszystko w okół ruszało się i płynęło.
Co ciekawe; cały czas czułem się wystrzelony ponad swoje ciało, tak jakbym unosił się nad nim trochę wyżej. Kończynami poruszałem tak jakby był to mechanizm. Dusza zdawała się iść, a ciało posłusznie włóczyło się za nią. Jeszcze ciekawsze spostrzeżenia zanotowałem podczas palenia kolejnego już jointa. Kiedy się zaciągnąłem zauważyłem, że praktycznie nie nabieram powietrza do płuc i nie wypuszczam go. Niemalże nie oddychałem. Zdziwiony tym faktem dotknąłem klatki piersiowej i dopiero po kilku sekundach wyczułem wyjątkowo wątłe bicie serca. Fizyczne ciało było uśpione, niewrażliwe na ból i zmęczenie, a jednocześnie było bardzo sprawne. Czułem się bardzo silny i byłem bardzo szybki, a do tego myśl miałem przejrzystą i bystrą jak nigdy. Byłem jak zwierzę. Najlepsze z wszystkich zwierząt. Właściwie nigdy w życiu nie czułem się lepiej niż wtedy więc postanowiłem nie przejmować się tym oddechem i sercem. OOBE doświadczałem już po kilku innych substancjach, ale nigdy nie było to tak silne i przyjemne uczucie.
15:00 Dotarliśmy do naszych przyjaciół. Nie dało się ukryć, że nasza euforia oddziałuje także na ich nastroje. Z drugiej strony wszystko o czym ci ludzie rozmawiali między sobą wydawało nam się durne, błahe i nie miało żadnego znaczenia. Banknoty miały dla nas wartość taką samą jak śmieci w koszu. Konieczność stawiania się na obiad w domu o wyznaczonej porze była dla nas czystą kpiną. Czymże był obiad w obec piękna Życia, Szczęścia i Natury? Hahaha! Chchiałem podkręcić szczęście naszych kumpli, a więc pytam ich:
- Jest ładna pogoda. Zrobimy tu piknik. Chcecie piwko? Trawki? Ciasteczka z hasziszem? A może jesteście głodni?
Wszyscy ochoczo postanowili skorzystać z oferty, ku mojej uciesze. Wyłożyłem całą trawę jaką miałem, kupiłem pełny kosz rozmaitych owoców, z kieszeni wydobyłem pokruszone ciastka z haszem i rozdałem chętnym. Zimne piwko smakowało wybornie, a jeszcze większą rozkosz sprawiał zimny płyn ociekający po szyi na klatkę piersiową... :D Rozpoczęła się wielka uczta. Czułem jak rośnie szczęście moich ziomków, a przy tym i moja radość puchła i puchła. Ruszyliśmy do centrum miasta. Na początku za nic nie spodziewalibyśmy się kontaktów z ludźmi, ale tego dnia za co się nie zabraliśmy - udawało się. Nic po prostu nie mogło pójść źle. Wszechświat nam sprzyjał i to wystarczyło w zupełności. Uczucie siły i pewność siebie były po tysiąckroć potężniejsze niż po kokainie. Lecieliśmy naładowani tą dziwną mocą, a napotykani po drodze ludzie patrzyli na nas jakby czuli, że coś jest inaczej. Każdy człowiek był pięknym bytem. Wchodzenie w interakcje ludźmi było rzeczą wspaniałą. Budynki mieniły się fioletowo-różowo-seledynowymi barwami.
Miając restauracje fast food pomyślałem o zjedzeniu hamburgera i nagle poczułem wstręt do mięsa. W momencie zrozumiałem wszystkie ruchy wegetariańskie, na których wspomnienie przez całe życie pukałem się w głowę. Zabicie i zjedzenie zwierzątka wydało mi się czymś potwornym. Dokupiłem więc owocowych jogurtów i wód mineralnych, a z domu zabrałem ostatnie topy. Jeden z konsumentów 25C-(...) wziął samochód i pojechaliśmy nad jezioro skryte wśród skał. Tam spędziliśmy resztę dnia biegając i chłonąc dalej piękno Świata.
22:00 Ustępują ostatnie efekty wizualne, ale zmysły są nadal wyostrzone, a mięśnie silne i napięte. Ostatnim ciekawym spostrzeżeniem była interakcja z moim kotem. Kiedy wszedłem do domu, ten zaczął zachowywać się przedziwnie. Przybiegł do mnie od razu. Najpierw patrzył z fascynacją, trochę onieśmielony. Kiedy wyciągnąłem ku niemu dłoń podszedł bliżej i od razu zaczął mruczeć. Położył się w sposób w jaki nigdy tego nie robił i zaczął patrzeć na mnie z uwielbieniem. Patrzył jakbym był zwierzęciem względem niego nadrzędnym. Kiedy zacząłem go głaskać czułem jego szczęście. Mój kot mnie kochał, a ja byłem Najlepszym Zwierzęciem, Opiekunem innych żywych bytów.
Tej nocy nie zdołałem zasnąć. Ciało było wciąż naładowane energią, niezdolne do dostatecznego uspokojenia się. Następnego dnia nie byłem jednak zmęczony. Nie było żadnych przykrych efektów zejścia, wręcz przeciwnie; euforia po tym przeżyciu utrzymywała się jeszcze długo. Właściwie do dziś nie ma dnia bym nie wspominał tamtych wydarzeń. Zmusiły mnie one do odrzucenia ateizmu. Skłoniłem się także ku panteizmowi. Zrozumiałem, że wszystkie religijne ekstazy i powstanie wszystkich religii można tłumaczyć stanem świadomości, który udało nam się osiągnąć. Nie zaprzeczę już także nigdy istnieniu duszy. Doświadczenie to wyzwoliło mnie także ze wszystkich uzależnień. Czuję się wolny, zmieniłem swoją dietę, rzuciłem palenie, nie upijam się alkoholem, codziennie ćwiczę by mieć piękne i zdrowe ciało. Teraz wiem, że droga do najpiękniejszych bań wiedzie przez czystą duszę, dobre serce i otwarty umysł, a nie rodzaj przyjętej substancji. Zacząłem bardziej szanować życie i zdrowie, dowiedziałem się co to prawdziwe szczęście i co w naszej ziemskiej egzystencji jest naprawdę ważne. Po 22 latach doznałem Oczyszczenia. Do końca życia nie zapomnę tego strzału z 25C-NBOMe. Dnia, w którym staliśmy się bogami.
- 31084 odsłony
Odpowiedzi
Kolejny zajebisty.
Piękne, po prostu piękne masz te raporty :D
https://youtu.be/0_h4wFXMazk