[lsd-25] jak zostałem światłomonterem
detale
raporty pilottupolewa
[lsd-25] jak zostałem światłomonterem
podobne
TR napisany przez usera Trebron_Kugelszwanc w serwisie wykop.pl, tekst zamieszczony za jego zgodą.
Około godziny 19.00 został zażyty specyfik. Dawka wynosiła 200 mikrogramów
LSD w płynie. Roztwór dolałem do piwa. W tripie uczestniczyło pięć osób. Miejscem w którym odbywała się konsumpcja było mieszkanie w starej kamienicy. Większość czasu podczas działania LSD spędziłem w jednym z pokojów oraz na balkonie. Opis tripa nie będzie podzielony z dużą dokładnością odnośnie kolejnie następujących po sobie godzin, gdyż sam nie zwracałem uwagi na zegarek, a ten tekst piszę 2 dni po skończeniu podróży. Poszczególne opisywane etapy, również mogły nieznacznie się rożnić, jeśli chodzi o ich umiejscowienie w czasie.
Po mniej więcej godzinie od zażycia kwasu, zauważyłem pierwsze efekty. Leżąc na łóżku, obserwując laptop, zacząłem postrzegać dwa słupy światła unoszące się z ekranu komputera. Sięgały one praktycznie sufitu. Zostałem "światłomonterem". Ogarnęła mnie lekka euforia i drobne zdezorientowanie. Nie byłem jeszcze wtedy pewien, czy to już jest efekt działania substancji, czy jakaś silna autosugestia pt. "kwas już powinien działać". Kolejne minuty mijały, a skutki zażycia lsd powoli się nasilały. W międzyczasie odwiedziło nas raptem na dosłownie kilka chwil grupa znajomych. Po ich wyjściu zaczął się właściwy trip. Pierwszymi zauważalnymi efektami był mocno falujący sufit. Trzeba podkreślić, iż każdy przedmiot na którym skupiałem wzrok, po kilku sekundach zaczynał dość mocno falować. Obrazy które były porozwieszane w pokoju zaczynały nabierać szerszej perspektywy. Było w nich widać namacalną głebię. Chciałem użyć wyrażenia "sprawiały wrażenie", ale byłoby to nieodpowiednie sformułowanie, gdyż w trakcie trwania tripa, rzeczywiście widzi się wszelkie wizje indukowane przez specyfik tak jak w stanie trzezwosci inne rzeczywiste przedmioty, zjawiska. Obraz był trójwymiarowy, z każdym rzuconym spojrzeniem zmieniał pewne swoje elementy. Pojawiły się silne wzorce fraktalne pod postacią niezwykle różnorodnych, skomplikowanych figur geometrycznych. Co najciekawsze, przenikały się one naprzemiennie ze świata zamkniętych powiek i otwartych oczu. Biorąc pod uwagę to, iż wszelkie przedmioty zmieniały swoje właściwości, po zwróceniu na nie uwagi, to samo działo się podczas oglądania innych ludzi, jak i swoich własnych członków. Początkowo twarze moich kolegów były dziwnie powykrzywiane, w miarę upływu czasu każda z nich przyjmowała swoje określone cechy. Jeden ze znajomych upodobnił się do gobilina, drugi do pełnego pasji, zadowolonego demona. Trzeci z towarzyszy nie miał zmienionych rysów twarzy, ale cała jego facjata była brudna od węgla. Ostatni z kolegów miał jedynie zniekształcone rysy twarzy, nie nabrał żadnych specjalnych cech.
Nazywaliśmy siebie pancurami, kolega który był cały z węgla, był w moim odczuciu największym pancurem.
Następny etap podróży odznaczał się znacznym oderwaniem od rzeczywistości. Był on najmniej przyjemny. Leżąc na łóżku, zacząłem tracić poczucie obecności pokoju. Fantastyczne wzorce pojawiające się głównie podczas zamkniętych powiek, przejęły całkowicie świat widzialny, który obserwowałem mając otwarte oczy. Wzory były niesamowite, poukładane, oraz ciągle się zmieniały. Był to okres około 40 minutowy. Czułem jakbym był w pętli czasu. Co jakiś czas wracałem na kilka sekund ze świata wizji, i widziałem obszar spod fantastycznych wzorów; czyli falujący pokój. Wyrzucałem wtedy z siebie pojedyńcze zdania, które były moim swoistym połączeniem ze światem rzeczywistym, który między innymi odznaczał się obecnością moich kolegów. Kilkukrotnie udczuwałem chęc refluksu, było to skutkiem szalonej gonitwy wszelkich wizji, na szczęście mój błednik i żołądek wytrzymali tę jazdę bez trzymanki.
Poczucie totalnego odlotu od ciała zaczęło ustępować. Byłem w stanie wykonywać ruchy. Przejście z jednej strony pokoju na drugą było ogromnym wyzwaniem. Każde słowo wypowiadane przez kogokolwiek, wywoływało ogromną eksplozję nowych doznań. Należy podkreślić, iż będąc pod wpływem LSD największy efekt wywołują wszelkiego rodzaju sugestie. Ową sugestią może być dosłownie wszystko; słowo, przedmiot, dzwięk, nawet refleks światła. Każdy z tych impulsów był swoistą bombą która po swoich wybuchu, zmieniała całkowicie postrzeganie świata.
Bedąc pod kołdrą dostrzegłem, że rozlała się ona po całym pokoju. Wywoływało to ogromne wrażenie, ale trwało dość krótko. Podczas tripowania nie ma żadnych przerw, w każdej chwili odczuwa się niesamowity odlot objawiający się fantastycznym postrzeganiem otaczającego świata.
W pewnym momencie kolega podniósł maskę, coś w stylu masek "anonymous". Postanowiłem zmusić znajomego, do wyrzucenia maski, co sam w końcu uczyniłem. Wydawała się niezwykle złowroga, i nie chciałem kontynuować tego tripowego wątku. Żelasko będące po mojej lewej stronie również "uczłowieczyło się" przestałem jednak na nie zwracać uwagi, gdyż przyjmowało formę złej istoty.
Postanowiliśmy wstać, i wybrać się do kuchni. Wyprawa przyjęlą koncepcję podróży w głąb Morii vide kopalni z władcy pierścieni. Należy zaznaczyc, iż całe postrzeganie korytarza jako krasnoludzkiej kopalni było wywołane jedynie jednym słowem któregoś z kolegów. W kuchni największe wrażenie wywołało na mnie palenie papierosów przez kolegów. Żar, ciepło które buchało od fajek, było zjawiskowe. Żałuję, że zinterpretowałem ten moment jako podpadający pod straszny, i postarałem się skończyć z wizją ognia.
Po powrocie do pokoju zacząl się najprzyjemniejszy etap podróżowania. Mimo całej niesamowitości poprzedzających godzin, czas ten odwzorowywał się brakiem jakichkolwiek obaw wynikających z niezwykle silnego oderwania od rzeczywistości (brak poczucia momentami własnej osoby, czasu itp). Całość tego etapu była skorelowana ze słuchaniem muzyki, choć słowo "słuchanie" jest nieodpowiednie. Muzykę się czuło, było się nią. Usadowiłem się na łóżku, a kolejne kawałki leciały jeden po drugim. Wszelkie doznania jakie odczuwałem wykraczają poza możliwości językowe jakiegokolwiek człowieka, a tym bardziej mojej skromnej osoby. Każdy najmniejszy dzwięk budził lawinę uczuć, wizji, smaków. Podczas słuchania muzyki, nie skupiałem się, bądz nie nastawiałem się na przeglądanie wizji realnych, znanych z naszego świata, ale zadawalałem się fantastycznymi wzorami i falującym sufitem. Ciężko mi z tym, że najprzyjemniejszy etap jakim jest słuchanie muzyki na kwasie, okraszam tak lakonicznymi opisami, ale nie jestem w stanie oddać szerokości spektrum doznań jakie człowiek odczuwa z racji strumienia impulsów wypływających z każdej sekundy melodii.
"Słuchanie muzki" trwało około 2,3h, następnie zacząłem wyszukiwać innych elementów pokoju, które mogłyby mi dostarczyć niesamowitych wrażeń. Muzyka oczywiście dalej grała, ale zacząłem robić inne rzeczy, oprócz całkowitego oddania się jej wpływowi. Skupiłem swoją uwagę na wersalce. Posiadała ona na swoim obiciu rożne wzorki. Leżałem, i wpatrywałem się w nie. Zacząłem je dotykać. Zaczęly przyjmować płynną formę, jak najbardziej wyczuwalną pod palcami. Miały one krwisty, gorzki kolor. Sam fakt odczuwania ich płynnej struktury napawał radością. Mimo swojej wodnistej konsystencji nie spływały ciurkiem z wersalki, lecz powoli się przemieszczały w dól. Kontynuowałem swoją eksplorację wersalki. Postanowiłem włożyc w głowę między górną część kanapy, a rozłożoną, wysuniętą sferę przeznaczoną na leżenie. Było to ciemne miejsce, najzwyklejsza wnęka przy ścianie prowadząca do podłogi. Zacząlem widzieć nocne niebo w tej wnęce. Po kilku sekundach, nocne niebo zamieniło się w przestrzeń kosminczą. Ciekawym zjawiskiem był dysonans między tym co widzę, a tym co próbuję wyczuć moją dłonią. Wyciągając rękę natrafiałem z oczywistych względów na wnętrze kanapy, a swoim wzrokiem postrzegałem niekończącą się głebię widzianej przeze mnie przestrzeni kosmicznej. Palce dłoni zaczęły się zapadać w tej gwiezdnej materii. Przestawałem odczuwać opór fizycznego przedmiotu, dłoń zapadała się w wewnętrznej ściance kanapy. Zauważyłem kulę światła (coś podobnego do słonca) wychodzącą od góry wnęki w której miałem zanurzoną głowę. Starałem wcisnąć głowę głebiej, aby lepiej widzieć te piękne światło. Następnie nabrałem ochoty na sprowokanie czegoś delikatnie mówiąc trwożnego. Skupiłem swój wzrok na przestrzeni kosmicznej mając nadzieję, że dostrzegę "coś" innego, co może wywołać uczucie delikatnego strachu itp. Zaczeła wylewać się istota o nieokreślonym kształcie. Kolokwialnie mówiąc była podobna do czarnej końcówki do mopa, choć oglądając ją, miałem poczucie obcowania z czymś magicznym, eterycznym, mistycznym. Gdy zacząłem slyszeć głebokie pomruki, postanowiłem się wycofać. Tak też zrobiłem i oddałem się z powrotem pod działanie muzyki i fantastycznych fraktalnych wizji.
Kolejnym z rekwizytów który posłużył mi do indukcji nowych wizji, przeżyć; była szafa. Miała ona powłokę która odbijała w sobie otaczający ją pokój, toteż można było ją potraktować jako pewnego rodzaju zamglone lustro. Przycisnąlem delikatne swoje czoło do ich drzwiczek i obserwowałem swoje odbicie. Skupiłem się na odbiciu swoich dłoni. Zaczęly się one samoistnie poruszać, powoli, delikatnie, niezależnie od moich własnych dłoni, którymi nie wykonywałem żadnych ruchów. Kątem oka widziałem pewien niezindentyfikowany byt, który spokojnie mnie obserwował. Postanowiłem go zignorować i nie zwracać na niego uwagi, aby nie wywołać jakichś nieporządanych efektów. Mając przyciśniętą głowę do szafy, objąłem ręką wewnętrzną część drzwiczek. Miałem dziwne poczycie, iż zobaczę swoją dłoń która była po stronie wewnętrznej drzwiczek, w refleksie odbijającym się w przedniej części drzwiczek. Nic takiego się nie stało, lecz czułem na mojej dłoni obejmującej wewnętrzną stronę drzwiczek, wodę. Lała się po całej szafie. Przesuwałem swoją dłoń po tych mokrych drzwiczkach, sprawiało mi to ogromną przyjemność.
Następnie usiadłem na podłocze. Widziałem niezwykle jasne światło. Tutaj bawiłem się z wciskaniem mojej dłoni w podłogę. Subtelnie w niej się zanurzała.
Wizyta na balkonie odznaczała się sugestią naprowadzającą myśli na mistyczne refleksie na temat istoty świata. Ze stricte widzialnych rzeczy warto wymienić falujący bluszcz porastający kamienice oraz zapadające się nocne niebo w kierunku podwórka. Światła z okien innych mieszkań wypływały niczym kolorowa mgła. Było mi dosyć zimno. Trywialnie powiedziałem sobie, że ma mi być ciepło..i było mi ciepło. Rozmowy moich kolegów przekładały się na widzialne wizje spływające z dachu budynku który znajdował się naprzeciwko.
Kolejny etap zatytułuję "teledyskowym". Kilka godzin upłynęlo pod znakiem słuchania muzyki oraz wpatrywaniem się jednocześnie w rzeczone teledyski. W tym momencie były wybierane piosenki radosne z ciekawymi teledyskami. Poprzedni stricte muzyczny etap odznaczał się w przeważającej mierze muzyką klasyczną.
Bombą atomową wizji i odczuć była piosenka Arcktic Monkeys-do I wanna know. Odszedlem od monitora, bo teledysk wylewał się wręcz z laptopa.
Nie będę opisywał kolejnych teledysków, ale bogactwo wizji, oraz niezbadanej głebi przekazu odszukiwanej przez umysł, była porażająca. Od około godziny 5 do godziny 7 leżałem i obserowałem falujące figury geometryczne, plakat z murzynami który dostarczał także niesamowitych odczuć. Ich twarze ciągle się zmieniały, były momentami straszne, a momentami groteskowe.
Podczas całego tripa występowały momenty porównywalne do orgazmu, niezwykle przyjemne dreszcze wdzierające się w istotę granicy odczuwalnego szczęścia. Około godziny 8,9 halucynacje, wizje, zaczynały odplywać. Ten etap cechował się chęcią dzielenia się z innymi swoimi przeżyciami, spokojem, choć zmęczenie także dawało się we znaki. Zmęczenie było głeboko ukryte w podświadomości, bo nie chciało się spać. Około godziny 11.00 wyruszyliśmy z mieszkania w drogę powrotną. Mijający mnie ludzie wydawali się być jedynie lekkimi cieniami, ogólnie sprawiali wrażenie dziwnych i nieforemnych. Cała wędrówka na przystanek odznaczała się niezwykłym spokojem, ogromną pewnością siebie i poczuciem wielkiej wartości własnego jestestwa. Około godziny 13.30 już po powrocie do domu oddałem się w przerywaną drzemkę, aż do godziny 18.00.
Czuję jakby całe te doświadczenie rozszerzyło znacznie moją świadomość. Było swoistą, energetyczną pastą dla ludzkiego umysłu. Powyższy opis jest jedynie nędzną karykaturą wielości doznań towarzyszących po zażyciu tego specyfiku. Wielogodzinny trip wydaje się być niezmierzalny w kategoriach czasu odczuwalnego subiektywnie. Chcąc sprowadzić te cudowne zjawisko do prostych słów, można się pokusić o to, iż LSD jest emulatorem wszelkich impulsów z otaczającego nas realnego świata. Emulatorem, a jednocześnie wzmacniaczem o ogromej sile. Jeden szelest posiada potencjał pobudzenia na wiele sposobów, wszystkich zmysłów człowieka. Długość przeżywanego stanu pozwala doskonale się zaznajomić z tymi wspaniałymi efektami. Namacalnośc tego innego świata, a właściwie nieskończonej ilości rzeczywistości towarzyszących podróżowaniu wprawia w przyjemną konsternację podczas porównywania realnego świata z tym który odkrywamy po zażyciu LSD.
Nie da się uświadomić w żadnej mierze ogromu potencjału tej substancji bez własnych empirycznych doświadczen w tej kategorii.
- 31987 odsłon
Odpowiedzi
Świetny opis, mimo, że mam
Świetny opis, mimo, że mam identyczne zdanie o oddaniu impulsów i emocji towarzyszących podczas tripa . Nie da się ,choćby w jednej dziesiątej ,oddać niesamowitości wizji i odczuć. Co do masek anonymous, po LSD miałam podobną sytuację z pewną grą planszową, którą dostałam w sumie na odczepnego. Element czerwonej strzałki pośrodku był na tyle 'zły', że musiałam ją natychmiast wyrzucić. Ciekawe...Motyw końcówki mopa nieźle mnie robawił:) Ogólnie jestem zadziwiona ilością podobnych elementów;) Niebawem mój raport.
Faces look ugly when you're alone...