woodstokowy trip i przemyślenia związene z lsd oraz porównanie go do pozostałych znanych mi substancji.
detale
woodstokowy trip i przemyślenia związene z lsd oraz porównanie go do pozostałych znanych mi substancji.
podobne
Spróbowanie LSD jest jedną z idei, które pojawiły się w mojej głowie dość dawno- zanim jeszcze zjawiło się przy mnie moje Hitori. Moim poszukiwaniem LSD kieruje jakieś fatum, lub klątwa, gdyż za każdym razem gdy chciałem tego kartona spróbować działy się dziwne rzeczy lub też nie udawało mi się. Kilka razy trafiał trefny karton (chyba BRDF), raz Igor mi zjadł (pozdro IGI:)) ,raz zabrakło kasy bo był inny plan, sto razy nie było jak załatwić.
W międzyczasie zapomniałem oczywiście o tym kwasie, poznałem hometa, grzyby oraz inne tryptaminy a także LSA.
W zeszłym roku zjadłem z Przemkiem dawkę niewizualną (ponoć 50~80 ug) i złamałem wtedy zęba na cukierku, takim a la ciągutka.
Na woodstoku miałem okazję spróbować jednego kartona- miśka. Nie byłem pewien jaka siedzi w nim dawka, chwilę przed zażyciem LSD połknąłem tabletkę moklaru (IMAO) 150mg. Po krótkim namysle zdecydowalismy się razem z Silje - czyli moją triptowarzyszką wyruszyć do parku krajobrazowego nad rzekę (kilka km od pól woodstokowych)
Pozwole sobie jeszcze pociągnąć chwilkę ten długawy wstęp, gdyż dawno nic nie pisałem i czuję chęć zrobić tripraport fabularny i wyżyć się tym trochę literacko.
Ah trip na kwasie! Przez te dwa czy trzy lata próbowania różnych tryptamin i fenetylamin straciłem już zupełnie wiarę, iż LSD jakkolwiek może mnie zaskoczyć, że będzie zawierać w sobie coś diametralnie nowego względem znanych mi psychedelików. Tymczasem spróbowanie tego lizergamidu było dla mnie jak znalezienie brakującego ogniwa, dostawienie poszukiwanego klocka do całości układanki. Dotychczas chwaliłem 4-ho-met'a oraz inne tryptaminy za ich pozytywną energię na tripie, taką dziecięcą. Brak impotencji a zarazem prawie zupełnie zahamowane popędy seksualne, przy, co ciekawe, ogromnej ilości energii. Ta pozytywna energia jest tą bardzo radosną mocą, taką jaką mają dzieci gdy robią fikołki na placu zabaw albo gonią się po podwórku. Zarazem ta energia nie łączy się z infantylnym, tudzież upośledzonym, przepływem myśli; a co najważniejsze jak już wcześniej wspominałem pozbawiona jest ona podtekstu seksualnego i np. mefowego ślinienia się, wilgotnych odczuć, myśli, zmefionego mózgu. Na homecie budda na kamieniu, albo na szczycie ruin zamku podczas gdy inni 20 metrow obok i na dole. Zdala od kręgu ludzi. Chłód emocji, lecz taki pozytywny.
Lizergamid jakim jest LSD okazał się być podobną w działaniu do tryptamin substancją. Co zaskoczyło mnie w nim... to, to ciepełko. Energia Energia Energia. Mogę tylko snuć przypuszczenia jak wygląda candyflipping skoro sam kwas jest już taki cieplutki. Aż chce się iść do ludzi.
Homet i LSD są trochę podobne w działaniu ale na zupełnie odmiennych biegunach temperatury emocjonalnej. LSD bardziej wykręca twarz, głównie uśmiechem świra, ale o tym później :)
A więc żeby nie było niedomówień i trip miał wartość naukową -
-godzina 0:00 pola woodstokowe na górce naprzeciw sceny, wioska hajpa, zarzucamy z Silje kwasa, jest przed południem, może 10.00 albo coś koło tego.
-jest ciepło, możliwe że w trakcie dnia będzie upał, nastawianie- mega pozytywne wśród nas panuje
-ruszamy w stronę rzeki w parku krajobrazowym, jesteśmy świadomi że najprawdopodobniej załaduje się nam po drodze. Nie spodziewam się niczego niesamowitego po jednym kartonie.
-w około 20-30 minut jesteśmy u wyjścia z woodstoku, przy parkingach, tutaj wciąż są tłumy ludzi, coś zaczyna się ładować. Spotykamy znajomych, lezymy z głową w chmurach na trawniku jak dyzio marzyciel. Jemu chmury morfowały się w słodycze, ja dostrzegam całkiem spory ruch na niebie ale żadnych konkretów. Słońce atakuje, mamy gorący dzień. Z tego powodu dajemy dalej nad rzekę. Parę minut dalej znowu trafia się nam postój, Dziwnie rozmawia się z nieznajomymi. Co ruch to smuga zostaje- slicznie! Twarzyczki się morfują. Silje z czarnej chuście na głowie, czarnych włosach i oczach wygląda jak pirat albo astralny kozak. Naprawdę Dziwnie rozmawia się z napotkanymi ludźmi. Jest to woodstok, więc otwarcie możemy mówić, że jesteśmy na kwasie. Dobrzy ludzie odsprzedali nam piwo z tego powodu abyśmy nie musiali stać w kolejce, która była jest za długa dla ludzi na kwasie. Gdy dochodzimy nad rzekę ja już jestem załadowany (przynajmniej wtedy myślałem że to peak) Silje melduje, że zero wizuali. Chyba peak się jej spóźnia, może to przez zakorkowaną zakopiankę?
Rzeka rozlała się w tym roku na duże połacie okolicznych łąk. Wygląda to jak w filmach, niebo odbija się w płytkiej wodzie , która sięga po horyzont. Są oczywiście takie wysepeczki na których można będzie posiedzieć Cudowne odczucie brodzenia po rozlewisku. Ciepła woda do kostek i przyjemna mulista nawierzchnia pod stopami.
(circa) godzina +1:00 stajemy nad brzegiem rzeczki, wiemy gdzie ona jest bo po środku rozlewiska majestatycznie faluje sobie kwaśny drewniany mostek. Parę lat wcześniej na DOI'u urwałem mu przęsełko, sam nie wiem czy do dziś go naprawili.
Ten park krajobrazowy to cudowne, rajskie miejsce, moj poligon doswiadczalny dla eksperymentow z dragami. DOC DOI grzyby homet 2c-p zdarzyły się tutaj.
Ale nigdy nie było tam tak spokojnie jak dziś na kwasie. Na żadnej z wcześniejszych faz spędzonych w tym miejscu w poprzednich latach nie było tak... normalnie.
Ludzie wierzą w stereotypowe opinie dotyczące LSD. Nawet moi rówiesnicy, młodzi ludzie, którzy znają fetę, palenie oraz pixy mówią czasem rzeczy w stylu - "eee tam kwas poryje ci banie, zawiesi ci się, będziesz uciekał przed truskawkami w lesie (autentyk! sic!), kwasiarze to pojeby etc. Tymczasem LSD okazało się zajebiście ciepłą, pozytywną i niepowodującą krzywych faz myślowych substancją. Trip na polach woodstokowych pomógł mi uporać się z problemami, które utrzymywały się zatajone w mojej głowie od jakiegoś czasu. Jestem oczywiście daleki od gloryfikowania substancji psychoaktynych, nie wierzę w relacje typu "oświeceni po kwasie", mówiące o ludziach którzy po spożyciu psychedelika odblokowali w mózgu ukryte rejony, otworzyli drzwi percepcji i poznali prawdę ukrytą przed szarymi ludźmi.
Ale... Na kwasie finalnie uświadomiłem sobie, że problem jaki roztrząsałem w swojej głowie od jakiegoś czasu jest pusty, że nie istnieje.
Że to ja sam stwarzam problem. I przeszło mi. To nie wpływ kartona, to wpływ otoczenia, kochanych ludzi wkoło, tego pięknego miejsca przypadek. LSD jest wesołą, pogodną substancją w porównaniu do stymulujących fenyloetyloamin.
Już w samej bieliźnie.
Razem z Silje robimy krok do przodu, jak Jezus wchodzimy do rzeki.
Zanurzamy się w orzeźwiającej wodzie. Pierwszy raz od dawna pływam w wodzie. Pierwszy raz w życiu pływam na kwasie. Przytulamy się i pluskamy. Jest śmiechu co niemiara. Kładę się na powierzchni chłodnej wody. Na niebie- cuda. Powoli kończą się słowa żeby opisać odczucia. Chłodna woda- ciepłe serce. Twarz Silje morfująca się i dziesięć tysięcy oczu, odcieni tęczówek, niebieski już czy kasztanowe jak przed chwilą.
Wychodzimy z wody po to tylko by za chwilę do niej wrócić.
Ciężko powiedzieć może jest godzina +2.00 może +3.00 gdy załadowało się nam obojgu w pełni. Akurat jak wyszliśmy z wody. Silje stwierdza "Załadowało mi się" Z bananami na twarzy siadamy w tym rajskim ogrodzie i palimy papierosa odpalając od ostatniej zapałki. Jak w piątym elemencie Bruce Willis. Właśnie- piąty element. Czuję, że moje chłodzone umysłem, fetą, dexem i innymi stworami uczucia zaczynają się roztapiać. Piąty element. Park, Silje, Woda LSD. Aha.
No to kwan seum bosal i do przodu. Dobrze, że LSD to nie grzyby albo Metoxetamina. Nie stworzyłem sobie miliona wyjaśnień. Nie nadałem zjawiskom imion. Opisuję to teraz ale właściwie... Nie wydarzyło się nic.
Silje naprzeciw mnie kreśli rękoma złote smugi na tle białych chmur na niebieskim niebie, pod którym szumią zielone drzewa utopione po kostki w cieplutkiej wodzie, w której odbijają się białe chmury na niebie. Pod nimi prześwituje zatopiona trawa, jakby wodorosty. W oczach Silje odbija się to samo. I moje oczy. a co ja widzę? Dziesięć tysięcy rąk zostawia smugi na tle nieba. Ot zwyczajny, codzienny cud. Warto było poznać LSD jako ostatni w kolejności psychedelik (no jeszcze meskalina czeka), ażeby nie ulec tej iluzji i nie być ślepym na codzienność sytuacji. Na to, że na co dzień też można dostrzegać ten cud. Leżymy z Silje na łące i śmiejemy się.
Gorąco, ale nie pocimy się. Warto wspomnieć, że na początku nie było silnego bodyloadu, wszystko odbyło się przyjemnie i bez niedomówień. Cieleśnie LSD jest leciutkie jak piórko. Nie działa na umysł jak nosorożec albo młot pneumatyczny. Albo jak Salvia Divinorum na przykład. Jest obecne takie przeświadczenie, że jest się mądrym, jako doświadczony podróżnik zakładałem na fazie, że to tylko wkrętka i z góry założyłem, że i tak nic mądrego nie wymyślę na kwasie i nie ma co przemęczać mózgu. (wielokrotnie wpadłem w taką pułapkoiluzję na mefie albo innych ketonach). Po raz kolejny- LSD inne niż reszta dragów. Jestem studentem filologii i podczas tripa miałem więcej rozkmin na temat istoty słów niż podczas roku wykładów. I miałem do tego dużo czasu, gdyż rozłączyłem się z Silje, aby spotkać znajomą. Wróciliśmy więc w tłum ludzi, na pola woodstokowe. Rok wcześniej na homecie i przedawkowanym 2c-p bałem się tego tłumu. Teraz... było pięknie. Na rozstajach dróg spotkaliśmy ekipę z hajpa , którzy akurat szli kwasić większą grupą. Z 15 albo więcej osób. Szli nad rzekę, tam skąd wracaliśmy. Silje poszła do wioski. Ja poszedłem na ustawkę pod bungee. Hmmm wszystko faluje. Muzyka brzmi z echem. Ledwo poznaję osobę na którą czekałem. Dołączają do nas jeszcze trzy dziewczyny. Opowiadamy co tam u nas dawno się nie widzieliśmy
-Co u ciebie Hit?- pyta ona
-Jadłem LSD dziś po raz pierwszy w życiu- odpowiadam
-oooo, no ciekawe- mówi zdziwiona- i jak? - pyta
-falujesz- odpowiadam
No i później spędziłem z tymi falującymi istotami jakieś pół godziny, po czym postanowiłem odnaleźć ekipę, która poszła do parku krajobrazowego. To około 40- 50minut drogi pieszo. Myślałem wtedy, że LSD zaraz zejdzie, ale gdzie tam! Po drodze zauważyłem, że wcale nie muszę ich spotka, tak dobrze mi samemu ze sobą. Tak też się stało że ich nie było w miejscu, gdzie zawsze tripowaliśmy, komórki mieli wszyscy wyłączeni, pewnie bym ich znalazł gdybym dalej szukał, ale wolałem na tym kwasie po prostu nie mieć celu. Poszedłem przed siebie, w końcu trafiłem do obozowiska. Na miejscu zdałem sobie sprawę, że chyba ktoś zakosił mi plecak, który nieuważnie zostawiłem na środku obozowiska. Tyle ludzi się kręci wokół wioski hajpa, przez chwilę myślałem o tym żeby być smutnym z tego powodu (sic!). Robiąc bilans strat stwierdziłem, że co najwyżej straciłem ubrania. Pieniądze i dokumenty miałem cały czas przy sobie. Jedzenie się zawsze znajdzie. Dobrzy ludzie pożyczą mi bluzę gdyby padało. Więc cieszyłem się pięknem chwili. Co innego mogłem zrobić? To była godzina pewnie +5.00 albo później. Teraz juz schodziło działanie lizergamidu. Nadeszło krótka ulewa, schowaliśmy się z kumplem pod parasolem (parasol na woodstoku?) Można by jeszcze długo pisać o tym dniu, ale przejdę do podsumowania.
LSD wydaję się być ciepłą substancją i lajtową w porównaniu do tryptanim oraz fenyloetyloamin. Nie ryje bani, chociaż powoduje lekką zmianę torów myślenia. Nie dziwię się że było testowane jako potencjalne lekarstwo w psychiatrii. Oczywiście to był mój pierwszy raz z kwasem, więc tak naprawdę nie mam porównania. Poczekamy na kolejne podróże, wtedy będę mógł się wypowiedzieć bardziej obszernie. Peace, love and woodstok. A plecak się znalazł.
- 12973 odsłony
Odpowiedzi
super TR
dzieki
Też miałem miśka. Jak na
Też miałem miśka. Jak na pierwszy raz to dla mnie mocny kwas. Fajny moment z przebudzeniem. Tak samo jak ty po zażyciu myślalem że to jakaś bujda i że dałem kasę za kawałek bezwartościowego papierka