szałwia nitki daje (pilleater)
detale
raporty hennessy
- Zgrzybieni leśni ludzie (gringo)
- Psilocibe Semilanceata - miły, domowy trip (golden afternoon)
- Ludzki Suwak - miejsce oderwania ze znanej rzeczywistości... (WladcaMalp)
- Kuchnia Bogów (heru)
- Szałwia nitki daje (pilleater)
- Na pełnym wdechu (Gwynnbleid)
- THC po raz pierwszy (kozax)
- Krzywa wycieczka do cyfrowego piekła (core)
- 1575mg (Qbkinss)
- Zawieszony w czasie i przestrzeni... (rupert_the_peanut)
szałwia nitki daje (pilleater)
podobne
24.04.2007
DXM Travel
Wtorku 23 kwietnia 2007 nigdy nie zapomnę. O 17:30 wróciłem z miasta z zakupami i paczką Acodinu. Ponieważ niewiele dni będę miał sam dla siebie, postanowiłem, że spożyję dekstrometorfan i zrobię znów co najmniej tygodniową przerwę.
Koło 18:45 zaczął się program z cyklu DXM Travel. Wygodnie rozłożyłem się na moim łożu i oddałem podróży. Stwierdziłem po chwili, że nie ma co tak leniuchować, wbiłem się na kompa, wyłączyłem dramenbejowe chill-outy, ekran mnie paskudnie przy tym raził. Postanowiłem przejść się, w końcu taka ładna pogoda. Wylazłem sobie na dwór, stwierdziłem że 450mg nadal się ładuje i nie ma co wśród ludzi bujać się za długo, zwłaszcza takim chodem i w takim stanie. Spaliłem sobie kulturalnie red&white'a pod swoim domem, przyglądając się przepięknym chmurom pierzastym. Zrobiłem jeszcze małą rundę wokół mojego budynku niczym robokop...
Wróciłem do domu, mogłem już normalnie patrzeć na monitor. Zdaje się, że odwiedziłem HR, ale tego do końca nie jestem pewien. Pisałem coś na GG, połaziłem po necie, odpisałem na parę sms'ów i tak zleciał czas do godziny dwudziestej.
Wiersz o Szałwi
Wpadłem na pomysł, aby zapalić sobie suszu. Poszukiwanie schowanego suszu zakończyło się pomyślnie. Jak on ładnie wygląda - pomyślałem.
Była 20:03, gdy wstałem od kompa, zmieniłem seta w Winampie (nieco ściszyłem, bo nie chciałem mieć sąsiadów na głowie), udałem się do kuchni. W kuchni ciemno, lekko otwarte okno. Wbiłem do szkiełka susz szałwii, ściągnąłem bucha, potrzymałem dym, który wyjątkowo nie gryzł mnie w gardło, nic a nic. Spaliłem tak chyba ze trzy szkła.
Ni stąd ni zowąd, nagle poczułem, że coś zaczyna się dziać. Jakoś się tak "mistycznie" zrobiło w ciemnej kuchni, miałem deja-vu, że tu w tej kuchni już raz paliłem Szałwię, właśnie takie efekty były, ale [chyba] nie w tym wcieleniu. Wrażenie to było bardzo miłe, a jednocześnie magiczne - nie mam na to słów, które byłyby w stanie oddać choć trochę co czułem. Po chwili, dosłownie po paru sekundach uczucie się nasiliło. Mówiłem:
"Szałwia nici plecie,
Szałwia nici ma,
Nieraz je rozdaje,
komu tym-ra-zem-da?
Myślniki są po to aby zaznaczyć w których miejscach robiłem krótką przerwę, ułamki sekund...
Gdy mówiłem powyższy czterowiersz, towarzyszyło mi deja-vu i wrażenie, że stoi czas, chociaż wyraźnie słyszałem jadące samochody na ulicy. Kilka sekund potem powtórzyłem wiersz i zobaczyłem kawałek jakby żyłki, ale tylko kawalątek. Pojawił mi się (zapewne) zajebisty rogal na gębie. Wziąłem prawą ręką, palcem wskazującym i kciukiem, widoczny kawałek nitki.
Znów coś gadałem, ale nie pamiętam co. Nie wiem czemu tak a nie inaczej mówiłem. Zdawało mi się, że ktoś poza mną urzęduję w kuchni, ale wcale się tego kogoś nie bałem - intuicja [?] podpowiadała mi, że bać sie nie powinienem, zresztą po chwili przestałem na to zwracać uwagę.
Poczułem, że ktoś targa za tę nić z drugiej strony i jeb! Nagle pękła i w dodatku znikła! Zaskoczyło mnie to, zrobiłem zszokowaną minę i po chwili śmiech zgiął mnie w pół. Nie pamiętam, czy słyszałem jak pęka, ale chyba nie, chociaż... Klasnąłem, złączyłem ręce, znów coś zacząłem gadać, jakąś rymowankę.
Rozłożyłem ręce i w trakcie mówienia powoli przesuwałem je w powietrzu, dłonie mając paznokciami do siebie. Gdy ostatecznie połączyłem ręce zobaczyłem na nich śmieszne wzory. Przypomina mi się, że mówiłem "babcia coś o Szałwii mówi", czy coś takiego...
Nie wiem co to wszystko miało być, większości z tego nie rozumiem. Wszystko to to jakby sen, rodzaj transu, stan podobny do ugrzybienia, ale tylko podobny. Klimat kuchni ze starymi meblami, dość ciemne, nieoświetlone pomieszczenie i w dodatku ciasne, idealnie stworzyło dogodne warunki na tak piękną podróż. Po chwili magia Salvii jak się pojawiła tak znikła, działał tylko DXM. Wyszedłem z kuchni, wchodząc do pokoju popatrzyłem na zegarek i ze zdumieniem zobaczyłem jak z 20:06 robi się 20:07. Szczena mi opadła. To niemożliwe, żebym tak krótko był w kuchni. Ale to jeszcze nic, winamp był zatrzymany. Jak to, kurwa?! Cały czas byłem oszołomiony, towarzyszyła mi euforia, nie mogłem ogarnąć tego co przeżyłem. Czułem się wspaniale, zresztą dziś dalej czuję się zajebiście. Zmieniłem GG na niedostępny, napiłem się mineralki gazowanej. Poszedłem na korytarz zapalić szluga. Natłok myśli, nie wiem czy to przez DXM, czy też przez przeżycia, zdaje mi się że przez jedno i drugie. Szluga zjarałem masakrycznie szybko, kopcąc jak parowóz.
Lady Salvia po raz drugi
Przyszedłem do mieszkania i od razu wbiłem się do kuchni. Wziąłem lufkę ze stołu, nabiłem suszu, ściągnąłem bucha i usiadłem na krześle od strony okna. Zamknąłem oczy i "usłyszałem" głos. O tym zaraz. Głos słyszałem jeszcze parę razy, ale nie w sensie, że słyszałem go jak zwyczajny dźwięk, lecz był on w mojej głowie, nie jako dźwięk, jak myśl lecz nieco inaczej, Kurde, trudno to wyjaśnić.
Głos powiedział mi że nie "tu" mam usiąść, tylko po prawej stronie stolika. No to otwieram oczy, wstaję i się przesiadam. Kumpel zostawił otwarty słownik właśnie przy tym miejscu. Zdawał się on być "wspaniałym" - tak pomyślałem, gdy się na niego popatrzyłem. Zdawało mi się, że to jakaś stara księga z mądrościami. Znowu zamknąłem oczy, a ręka jakby sama wiedziała gdzie jest lufka. Odpaliłem i buch....
Oglądałem CEVy, które przerodziły się jakby w mgiełkę, która po chwili nabrała wyraźnych kształtów, powiększała się, jednocześnie zbliżając się do mnie. Chyba, że to ja się zbliżałem do niej... Po chwili przemieniła się w tunel, którym leciałem, niezależnie od tego, czy chciałem czy nie.
Otworzyłem oczy, nie ruszając łbem zerknąłem na lewo i prawo, po czym zamknąłem i dalej leciałem. Nie otwierając oczu, ściągnąłem bucha i obraz nabrał mocy. Leciałem z większą prędkością, ba! Ja ją czułem ciałem! Nudne, wiem, ale znów otworzyłem patrzałki, bo nie wiedziałem czy nadal jestem w kuchni.
Na szczęście (lub na nieszczęście) byłem w niej cały czas. Tym razem już z otwartymi gałami wbiłem kulę i spaliłem ją na trzy strzały. Obraz, który widziały moje oczy (kuchnia oczywiście) nagle zrobił się jakby z mozaiki, widziałem jakby przez drobny przeźroczysty piasek. Po chwili "piasek" powiększał swe rozmiary. Wytłumaczę to tak: każde ziarenko, czy jak kto woli, klocek, miał wymiary 1x1mm (wymyślam dla przykładu) i nagle wymiary wzrastają do np. 4x4. Głos w mojej dyńce powiedział: zamknij oczy, coś ci pokażę. Euforia wzrosła.
Wehikuł Salvii
Zamykam oczy i mam wrażenie, że razem z krzesłem podnoszę się do góry, prędkość rośnie. Gdyby nie to, że trzymałem nogi na podłodze, to bym w to uwierzył, mówię jak najbardziej poważnie. Ale to nie było takie zwykłe uczucie wywołane narkotykami. Święcie przekonany byłem, że moja świadomość zapierdala z olbrzymią prędkością wstecz w czasie! Nie otworzyłem oczu, bo wiedziałem, że to mogłoby przerwać tak niecodzienną i zarazem dziwną podróż.
Prędkość nagle zmalała, zwalniałem. Co widziałem podczas lotu? Ten sam tunel o który pisałem wyżej. Jego ściany to siatka o chudych jasno/ciemno zielonych liniach, całość wypełnia czerń, ta czerń to jakaś nieznana przestrzeń. Trudno mi to wyjaśnić, widziałem dodatkowo różne sceny z mojego życia, niczym zdjęcia, mijałem je, przechodziły mi przez myśl jakby film. Widzieliście tą reklamę, jak klientka mówi że boolii ją głooooowa? I tak wszystko dziwnie zwalnia, jakby rozkręcić wideo i spowolnić odtwarzanie kasety... Właśnie coś takiego miało miejsce. Nie pamiętam tych wszystkich scen, stały się niewyraźne i czułem jakbym nogami, aż do pasa, w coś gęstego sie wbił. Zdumiony otworzyłem oczy. W życiu nigdy nie potrafiłbym sobie czegoś takiego wyobrazić, uświadomiłem sobie to dopiero po chwili. Zamknąłem oczy, miałem już tylko zwykłe CEVy, takie małe punkciki, wesoło popierdalające beztrosko gdzieś w psychice. Znów "głos" przemówił: "te wszystkie sny, które ci sie śniły, to właśnie przez to", miałem uczucie, że ten kto to mówi ma przyjacielski uśmiech na twarzy. To był ostatni raz jak słyszałem głos.
"Te wszystkie sny" to sny, które za gówniarza mi się śniły i chuj wie co znaczyły, ich znaczenie odkrywałem w życiu jako deja-vu, kilka scen ze snów miało miejsce podczas działania DXM, jedno nawet opisałem...
"to właśnie przez to" - chyba znaczy przez tą "podróż" świadomości w czasie [?]. O ile to można nazwać podróżą, a jeśli można to w "czasie".
####################
Wybacz Salvio twą zniewagę!
####################
Gdy pierwszy raz paliłem susz, nie kopnął mnie, nie przeczytałem FAQu, nikt mi nie powiedział, że po pierwszym paleniu nie kopnie jak trzeba. Kląłem, mówiąc że się sfrajerzyłem itd, odważyłem się powiedzieć, że kupiłem gówno. Stąd te przeprosiny. Podczas tripa przeprosiłem ją za to i chyba to przyjęła, a przynajmniej tak czułem.
Nigdy tego nie zapomnę.
- 10429 odsłon