first acid trip, czyli kraków, dżangle, przymrozek i mój mózg odkryty na nowo.
first acid trip, czyli kraków, dżangle, przymrozek i mój mózg odkryty na nowo.
podobne
Substancje: amfetamina - dwie kreski - tak akurat, marihuana - dwa blanty, 0,5 kartona - nie jestem pewna, czy to było LSD, może ważka, może DOC. W każdym razie sprzedane jako kwas, więc niech będzie.
S & S: zima, mieszkanie kumpli/krakowskie knajpy/wielki kawał krakowa [z buta]
Współtripujący: M. i G.
Wiek, waga: 19 lat, 63 kg
Doświadczenie (wtedy): Marihuana, haszysz, amfetamina, DXM, extasy, M. - tak jak ja, G. - więcej
Sobota. Ostatni pełen dzień w Krakowie, zanim będę musiała wrócić na uczelnię. W zapasie trochę ponad pół gieta spida, opcja na skołowanie piguł albo kartonów, no i oczywiście MJ.
W perspektywie - impreza w Krzyśkach. Jungle.
Pobudka ok 12, przewalanie się z boku na bok, seriale online.
Koło 16.00 przychodzi M., niedługo zbieramy się do roboty. No to co, przyspieszamy? - pyta. No czemu nie, w końcu robota całkiem męcząca jest. Pamiętam okropny smak, kwaśny taki. Inny niż u nas na śląsku. W autobusie spotykamy się z G., jedziemy do pracodawcy ale okazuje się, że przesunęli nas na godzinę później. No więc poszliśmy połazić. Mały rynek, jakieś podwórko - tam pierwszy blancik z chłopakami. Rąbnął konkretnie.
Zaczynamy z M. kminić, czy chcemy cuksy czy kartony. G. namawia na kwas. No to ustalamy - po pół. Ogarniamy, goścu mówi, że przyniesie do knajpy, w której kumpel ma urodziny. Dobrze więc.
Praca szybko mija, acz nie idzie nam najlepiej. Wbijamy jeszcze do znajomych na piwko, i ok 22 jesteśmy już tam, gdzie urodziny, i wreszcie mój pierwszy kwas.
Siedzimy, pijemy browary, w między czasie kwasy tajemniczo się gubią, ale równie tajemniczo zostają odnalezione.
23.15 - pół kartonika pod językiem. Fuj, gorzko i obleśnie, bełtać mi się chce, ale nie pozwolę żeby przegapić to, co tyle ludzi zachwala.
Po jakimś czasie zapijam i połykam.
W między czasie palimy blanta. Jak zawsze drugi nie wchodzi tak mocno jak pierwszy.
Urodziny przenoszą się do Krzyśków, ludzie mają ochotę na dżangle. no to chodźmy. A ja zastanawiam się kiedy wejdzie. Nie mogę się doczekać, jednocześnie trochę się spinam. Ale raczej jak przed występem na scenie. Trema. Trema przed kwasem. Po prostu tyle się o nim nasłuchałam, że... sama nie wiem.
Wyszliśmy z knajpy, zmierzamy w stronę Krzyśków, ale ciągle ktoś się gubi.
Stojąc na dworze i czekając na nich widzę ciekawe rzeczy na samochodach. jakby wyryte w karoserii wzorki. Ale to jeszcze jest do ogarnięcia. Co dalej? Pytam sama siebie trochę zniecierpliwiona.
Kiedy doszliśmy do Krzyśków było po północy. I wtedy to się stało.
Patrzę na chodnik, w tym punkcie w który patrzę bezpośrednio - w porządku, ale boki, góra i dół wyginają się, odstają, robią się 3d. Nie spodziewałam się czegoś tak wyraźnego, przestraszyłam się trochę, ludzie chyba zauważyli, że coś nie tak, bo G. podszedł i pytał, czy wszystko dobrze. Cieszyłam się, że jest ze mną na pierwszym acid tripie. Czułam się bezpiecznie.
Zeszliśmy na dół, do sali z muzyką. Nuta cudowna, no bo dżangle, tylko przerażająco głośno. I coś, co mnie pokonało. WIZUALIZACJE. Jakby mało były pofyrtane na trzeźwo. Teraz są bardziej kolorowe, i oczywiście całkowicie wygięte przez moje oczy. Przez mój mózg.
Zaczynam się zastanawiać jak niesamowity może być sufit, ściany, wszystko pływa i się mieni, nie chce mi się już tańczyć, wolę usiąść i patrzeć na wszystko wokół. Zapamiętałam bardzo dobrze, że miałam problem z oceną odległości różnych rzeczy od siebie. Raz były daleko, a po chwili wydawało mi się, że mogę po nie sięgnąć ręką. Zeszłam z parkietu i poszłam do łazienki, źrenice jak dwa razy pięć słotych i calutkie się błyszczą, ogarniam wszystko, ale jednak ciągle te wzorki, kolory, skąd to się bierze?
Usiadłam w przedsionku i oglądałam sobie te śliczne ściany, podłogę, sufit, ludzi. Oczywiście w pewnym momencie doszło do mnie: 'naćpana jesteś a oni wszyscy to widzą!' - standard. Ale kiedy tak na tych ludzi spojrzałam to pomyślałam, że to jest chyba taka kultura, że 90 procent ludzi jest tutaj na czymś. No więc dobrze,pomyślałam. Enjoy your trip.
Podbija do mnie typek i pyta, czy mam skąd skombinować kartony. No pięknie, to znaczy że to jednak widać c(;
Co jakiś czas podbijały do mnie dwa typki, jeden znietrzeźwiony a drugi jakby przyspieszony, ciągle się na mnie gapili, mówili mi że dziwnie wyglądam, jak już wykminili o co mi chodzi to mówili 'patrz tam, jakie to jest świetne', 'ej patrz, widzisz jak się rusza?' i inne rzeczy tego typu, co mnie wkurzało, bo chciałam oglądać to, co faktycznie było niesamowite, a nie to, co według nich takie było. Na szczęście wykminili, że mam ich w dupie i dali mi spokój. Przyszedł G., stwierdził, że to jest pora na spacer a mnie to się bardzo spodobało. Znaleźliśmy M. i poszliśmy. Niestety te dwa typki poszli z nami. Ale spacerując cały czas rozmawiałam z G., opowiadałam mu co widzę i jak się czuję, G rozkminiał to wszystko tak samo jak ja - bratnia dusza! Drzewa były śliczne, kolorowe i powyginane. Poszliśmy na Wawel, nad Wisłę, był przymrozek i wszystko się mieniło niczym brokat. Podobało mi się to, że wreszcie nie działo się nic złego moim sercem - po jaraniu zawsze strasznie łopocze, nie mówiąc już o spidzie czy pigułach. Tym razem wszystko było dobrze i jedyny mój problem to był kaszel.
Było bardzo zimno i ręce mi kostniały. Powiedzieliśmy sobie z chłopakami że przecież nie ma temperatury, jeśli nie chcemy to jej nie ma. I od razu zrobiło się cieplej. Cały czas na wizji miałam sklep Jubilat, tylkio ciągle z innej perspektywy, Wisła była kolorowa przez odbijające się w niej neony. Nagle dwaj taksówkarze zaczęli się bić. Nie chciało mi się patrzeć na ich durną walkę, po co tyle agresji? Bo jeden zatarasował drogę drugiemu? Usiadłam sobie na murku i mówiłam do siebie. Żeby sprawdzić, czy umiem gadać normalnie. I to też było super - mimo, że widziałam tak niesamowite rzeczy, to jednak ogarniałam i zdania składałam sensowne.
Głupie typki pojechały do domu. A my poszliśmy na Dębniki. W Nowym Parku Dębnickim trafiliśmy na wschód słońca. G. trochę ze smutkiem w głosie powiedział, że to chyba oznacza koniec naszej podróży. Efekty były coraz słabsze, a może nie słabsze, ale z mniejszą częstotliwością. Zatem odprowadziliśmy G. na autobus i o 6.30 wbiliśmy do domu. Wypiliśmy herbatę i położyliśmy się spać. Niestety sen okazał się zbyt trudną konkurencją. Co chwilę patrzałam na M., on na mnie, i zaczynaliśmy się śmiać, że żadnemu z nas nie udało się paść w ramiona morfeusza chociaż na pięć minut.
Moje przemyślenia są następujące. Po tym tripien stwierdziłam, że już nie jestem za legalizacją marihuany. Dlaczego? Patrząc na siebie mogę powiedzieć, że gandzia jest furtką do innych narkotyków. Sama kiedyś tylko jarałam, potem spid, piguły, DXM i wreszcie karton.
Muszę też przyznać że zakochałam się w tym specyfiku. Było cudownie. I rozumiem ludzi, którzy są od tego uzależnieni.
Moje życie już nie będzie takie samo. Zrozumiałam potęgę kwasa i kłaniam mu się nisko.
- 25524 odsłony
Odpowiedzi
oczywiście miało być "w
oczywiście miało być "w międzyczasie" [przyp. red.]
bardzo dziecinny ten opis ale
bardzo dziecinny ten opis ale wiek usprawiedliwia - pomijając fakt że to żaden ACID TRIP, bo to kwas nie był a już wnioski czyli zanegowanie oczywistości = legalizacji MJ - tego nawet komentować się nie da;)
Nie ćpaj więcej i nie pisz więcej.
napisalam acid trip bo pod
napisalam acid trip bo pod cos musialam podpiac ta substancje, a ze nie wiem co to bylo to zapisalam tak, jak mi sprzedali.
Zreszta napisalam, ze pewnie to byl bdf albo cos.
co do wnioskow napisanych na koncu - w naszym kraju panuje wolnosc pogladow ale nie bede na ten temat dyskutowac. kazdy ma swoje.
dziecinny - moze tak, chcialam po prostu sprobowac.
Eee ja myśle, fajnie napisany
Eee ja myśle, fajnie napisany. Wczułem się w tego tripa, nie wiem czy kwasowy czy nie - bardzo pozytywny:) Mysle, że powinnaś pisać dalej:)