Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

las vegas parano, czyli z małych nasionek duży bad trip

las vegas parano, czyli z małych nasionek duży bad trip

Doświadczenie: THC, Salvia Divinorum, LSA

Set & Setting Dzień po ostatnim egzaminie w sesji, ciekawość i duża doza sceptycyzmu; miejsce: wąwóz, osiedle, własny pokój. Wyśmienita pogoda (ciepło i słonecznie).

Substancja: 6 nasion HBWR „extra strong”

Wiek: 23 lata

Waga: 82 kg

Ja i M. długo czekaliśmy na ten dzień, nasionka leżały w szufladzie już od 2 miesięcy. Miejsce i czas wydawały się perfekcyjne. Byliśmy dosyć sceptycznie nastawieni, gdyż z opisów w necie wynikało, że przy naszej masie (ja 82, on 88) 6 nasionek prawdopodobnie zadziała na granicy placebo. Olałem dopisek „extra strong”, bo jak niby można wzmocnić działanie nasion? Jak się później okazało, jednak jakoś się da.

10.00 Łykamy zmielone nasionka. Oczywiście na pusty żołądek. Obaj powoli zaczynamy czuć lekki efekt placebo.

T + 0.20 Ściągamy symboliczne dwa buchy THC dla zniwelowania ewentualnych nudności, na lekkiej ziołowej fazie ruszamy w świat (czyli do wąwozu).

T + 1h Siadamy na ławeczce w wąwozie, coś się zaczyna dziać i obaj jesteśmy pewni, że nie jest to efekt THC. Kolory stają się przejaskrawione, gadka chaotyczna i urywana, inni ludzie obcy lub wręcz wrogo nastawieni. Postanowiliśmy iść na moje osiedle, poszukać jakiegoś bardziej ustronnego miejsca.

T + 1.30h Zajmujemy ławeczkę między blokami, nastrój sinusoidalnie przechodzi ze stanów euforii do mocnego doła i powtarzania „nigdy więcej tego nie wezmę”. Jak się okazało, piękna pogoda stała się naszym przekleństwem – masa ludzi wyszła spacerować, przez co czuliśmy się osaczeni i zdezorientowani. Szybka decyzja o powrocie do wąwozu, tym razem zajmiemy jakieś ustronne miejsce na jednym z jego zboczy.

T + 2h Znajdujemy studzienkę na zboczu wąwozu, dookoła praktycznie nikogo nie było, przed nami roztacza się piękna panorama wąwozu i osiedla leżącego na przeciwległym zboczu. Zaczynamy rozmawiać o filozofii (obaj ją studiujemy), w końcu zrozumieliśmy wcześniej nienawidzonych filozofów. Husserlowski ogląd ejdetyczny przestał być pustym terminem. Tak, jednak można poznawać rzeczy same w sobie. Przesiąknięty poczuciem jedności z otaczającym mnie światem i naturą pozbywam się ego, które teraz jawi mi się jako szczelna skorupa nabudowana na czystej świadomości. Platon też miał rację – dusza jest strącana w ciało za karę – no bo po co nam całe to syfiaste, ułomne ego, z ułomną władzą poznawczą, jaką jest rozum? Skoro możemy ujmować wszystko bezpośrednio, bez pojęć i języka, to celem człowieka nie powinien być rozwój technologiczny, tylko rozwój duchowy, dążący do zniszczenia ego i uwolnienia czystej świadomości, która otworzyłaby przed nami nieograniczone możliwości. Wyższy poziom komunikacji (telepatia) jest na wyciągnięcie ręki. Przestałem wątpić w to, że wśród amazońskich plemion Indian istnieje umysł wspólny, z którym potrafią się łączyć podczas ayahuaskowego transu. Nawet Bergson ma rację – umysł jest w stanie przetwarzać nieograniczoną ilość myśli i informacji, jednak ze względów praktycznych ogranicza się on do cienkiej wiązki świadomości, umożliwiającej funkcjonowanie w świecie. Spojrzałem na słońce i zrozumiałem, dlaczego pierwotne ludy je czciły. Przecież to ono jest źródłem wszelkiego życia na Ziemi, z tej perspektywy jest dla nas absolutem. Już wiemy, co ćpał Lem przed napisaniem Solaris. W pewnym momencie po policzkach zaczęły mi cieknąć łzy szczęścia – tak ogromną radość sprawiła mi owa jedność ze światem. Niestety, wszystko co dobre, szybko się kończy. Zza krzaków wyszła banda dresów (około 10) z butelkami i puszkami w rękach, z początku byłem pewien, że chcą nas pobić, jednak minęli nas i poszli za krzaki chlać, jakieś 15 metrów od nas. Oczywiście o dobrym nastroju w tych warunkach mogliśmy zapomnieć, postanowiliśmy więc wrócić na moje osiedle.

T + 4h Idziemy środkiem wąwozu, dookoła pełno spacerowiczów, mamy świadomość, ze musimy wyglądać jak skończone ćpuny. Na moim osiedlu też wszędzie pełno ludzi, wkręciła się nam ostra paranoja i zrozumieliśmy wreszcie, co czuli bohaterowie Las Vegas Parano. Od tego momentu paranoja nie opuściła mnie ani na chwilę. Zaczęliśmy bezmyślnie błąkać się po osiedlu, wszędzie pełno ludzi, wydawało nam się, że każdy się na nas gapi z pogardą w oczach. Około 14.30 byłem na skraju załamania nerwowego i zadzwoniłem do zaufanego przyjaciela, żeby podjechał samochodem i zabrał nas gdzieś w ustronne miejsce, gdzie będziemy mogli dojść do siebie. On był oczywiście bardzo zaskoczony, ale powiedział, że za 15 minut przyjedzie. Po chwili jednak chciałem zadzwonić do niego jeszcze raz i powiedzieć, że już jest ok, bo miałem świadomość, ze na 100% zarzygałbym mu samochód (wraz z paranoją pojawiły się okrutne nudności potęgujące schizę). Próbując się dodzwonić ponownie zobaczyłem na wyświetlaczu komórki „numer zajęty”. Od razu pomyślałem, że kumpel zadzwonił po pogotowie. Wpadłem w jeszcze większą paranoję. Po około 2 minutach udało mi się do niego dodzwonić. Okazało się, że on dzwonił do mnie, a ja do niego. Zacząłem go wypytywać, czy na pewno nie zadzwonił na pogotowie i żeby nie kłamał, że już wszystko ze mną ok i zaraz będę w domu. M. ogarniał trochę lepiej ode mnie, być może przez to, że waży trochę więcej. Zdecydowaliśmy, że idziemy do domu. Przeklinałem moment, w którym wziąłem te piekielne nasiona.

T + 5h Wchodzę do domu, zdejmuję buty i od razu znikam w swoim pokoju. Krótka gadka z matką i ściema, że idę spać. Leżę w łóżku, paranoja nieznacznie ustąpiła, jednak wciąż jestem bardzo niespokojny. Kumpel wysyła smsa, że dotarł do domu i nie ma żadnej lipy, co mnie trochę uspokaja. Męczą mnie nudności jednak wiem, że nie mogę się w takim stanie pokazać starszym: źrenice jak pięciozłotówki, błędny wzrok, niespójna gadka. Pech chciał, że w mieszkaniu nade mną jest remont i panowie ostro dziurawili ścianę wiertarką udarową. Nie wiedziałem, czy to tylko moja schiza, czy ktoś faktycznie wiercił te dziury. Na chwilę straciłem świadomość. Po tym spojrzałem na zegarek przy łóżku. 5:24. RANO. Wpadłem w największą paranoję mojego życia, byłem pewien, że od tripa minął przynajmniej tydzień, a ja w międzyczasie byłem w wariatkowie i dopiero teraz odzyskałem świadomość, być może tylko na chwilę. Po raz pierwszy w życiu miałem naprawdę realne myśli samobójcze. Wziąłem komórkę i zadzwoniłem do kumpla spytać, która jest godzina (nawet nie chcę wiedzieć, co sobie wtedy pomyślał). Po tym trochę się uspokoiłem. (później się okazało, że matka podczas sprzątania pokoju zrzuciła ten budzik i ten się „zresetował”). Dalej słyszałem tę pierd**** wiertarkę, która wwiercała się w mój mózg. Pojawił się światłowstręt, ale powoli zaczynałem wygrywać walkę o swoją świadomość.

T + 6.5h Wstałem z łóżka, usiadłem do kompa. Ze względu na rozwalone źrenice widziałem bardzo niewyraźnie, jednak chciałem stwarzać pozory normalności, więc włączyłem pierwszą lepszą stronkę i odezwałem się do M. na gg. On już ogarniał całkiem nieźle w porównaniu do mnie. Z głośników zaczęło się sączyć Amethystium, a ja się coraz bardziej uspokajałem. Natłok myśli nadal był ogromny. Gdzieś w głębi pozostawał strach, że tak mi już zostanie, że nie odzyskam w pełni świadomości.

T + 9h Mój pierwszy posiłek od 23 godzin i pierwszy wypity płyn od 9 godzin. Bałem się, że zwymiotuję, jednak nic takiego na szczęście nie miało miejsca. Postanowiłem ściągnąć byle jaki, odmóżdżający film, żeby czymś się zająć. Padło na „Człowieka Roku”, który podczas zejścia oglądało się bardzo przyjemnie, ale na trzeźwo bym tego nie obejrzał.

T + 13h Dopiero teraz czuję, że trochę mnie puściło. Natłok myśli jest wciąż spory, ale przynajmniej źrenice wróciły do normalnych rozmiarów. Trip pozwolił mi zrozumieć, jak chamsko potraktowałem dziewczynę, z którą byłem 4 lata i praktycznie z dnia na dzień zerwałem z nią kontakt (nie, nie przez ćpanie :P). Wysłałem jej smsa z przeprosinami.

T + 15h Jeszcze czuję działanie LSA, jednak postanawiam się położyć. Momentalnie zasypiam.

Już teraz rozumiem, dlaczego ludzie mówią, że bad trip uczy. Mnie nauczył przede wszystkim pokory, jak również zwrócił uwagę na to, że przy psychodelikach s&s muszą być perfekcyjnie dobrane (brak poczucia bezpieczeństwa = krzywa jazda). Poza tym tak długo działające substancje nie są jednak dla mnie, wiem już, że nigdy nie spróbuję LSD (chociaż miało się to stać w kwietniu). Wiem też, że LSA jest naprawdę potężnym psychodelikiem i byłem głupi podchodząc do niego w tak lekceważący sposób. Czułem jakąś dziwną „sztuczność” i „chemiczność” tripa, nie było to naturalne, jak po szałwii czy THC, bliżej mu było do DXM (ale tylko pod tym względem). To był mój pierwszy i mam nadzieję, że ostatni bad trip (chociaż wiadomo – nadzieja matką głupich).

Ocena: 

Odpowiedzi

Czytam to na rumie, klawiatura się zacina. Tysiące myśli a po przeczytaniu tego tekstu dodatkowe tysiąc. 

Nie znasz swego wnętrza więc każdy psychedelik będzie wyciągał z Ciebie to, co wypierasz w swej "świadomości". Zanim ponownie sięgniesz po coś z tej grupy poczytaj trochę pism Tradycji Tajemnych - Hermetyzm (Kybalion na początek, spodoba Ci sie skoro studiujesz umiłowanie mądrości), Gnostycyzm (właściwie cokolwiek), Różokrzyżowców (cokolwiek Heindela) i innych. Secret Teachings of All Ages Manly Palmera Halla jest dobrym punktem startowym. Sam zobacz gdzie dotrzesz i sam zobaczysz jak wiele tego typu "olśnień" jak w czasie podróży doznasz "na trzeźwo". A po jakimś czasie wrócisz do psychedelików i sam będziesz zaskoczony ich przewodnictwem.

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media