my first lsd expirience
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
my first lsd expirience
podobne
O jedenastej czterdzieści pięć nastąpiło wprowadzenie matariału testowego. Kolorowy kartonik o niepozornych rozmiarach nie zapowiadał wyglądem ani aparycją tego co nas czekało… Poszliśmy na skraj łąki siadając w cieniu brzózek- pamiętam piękne słoneczne plamy- prześwity słońca które powoli wskazywało na apogeum- czyli południe. Długi czas oczekiwania zaniepokoił mnie… Już myslałem że cały eksperyment wziął w łeb. Wtedy postanowiłem że trzeba zajarać z myślą że może to będzie katalizatorem który uwolni w nas psychodeliczne jazdy, wkrótce przekonałem się że wcale się nie pomyliłem.
Wclae nie powoli, a całkiem nagle byłem już w innym świecie… Muzyka działa na mnie kojąco, relaksacyjnie i napędzała mnie. Muzyka była wspaniała, pomyślałem że bardzo dobrym ruchem było zorganizowanie discmana z dobrą muzą. Nagle Zacząłem patrzeć w chmury i dostrzegać w nich najprzeróżniejsze kształty a nawet kolory, chmury układały się w trójwymiarowe obrazy, postacie- miarowo zaczynały zbliżać się do nas… Nawet się nie obejrzałem a oczy miałem zamknięte przez chwilę byłem kreatorem- mój umysł tworzył chmury a potem je formował. Zdobyłem władzę nad fazą i kierowałem nią dając sobie absolutną rozrywkę. Przez chwilę tworzyłem otaczający mnie świat i czułem nad nim władzę- ta quasi boska umiejętność która narodziła się w moim umyśle powodowała najpierw ogromną satysfakcję a później zachwyt z dzieł które tworzyłem. Już nie potrzebowałem wizualizacji- wszystko działo się we mnie. Mile zaskoczony kontrolą jaką posiadłem postanowiłem pójść w innym kierunku nie otwierając oczu zwizualizowałem sobie tunel który był od środka wyłożony czarnym materiałem i w kształcie był idealnie okrągły. Środek tunelu rozświetlały długie białe jarzeniówki… a może wcale nie były długie, może to złudzenie pędu i prędkości wywołało złudzenie wydłużenia świateł. Niedługo potem ty wyrwało mi się spod kontroli ale jak się okazało wyszło mi to na dobre. Z satysfakcją stwierdzam że LSD nie zaburzyło we mnie tożsamości- bardzo silna była moja tęsknota za swoją dziewczyną- czyli wszystko było na swoim miejscu tam wyżej w systemie wartości. Wracając jednak do tunelu to właśnie dojeżdżałem to jego wylotu i stwierdziłem że siedzę wygodnie w wózku Rollercoastera. Gdy wyobraziłem sobie wyjazd z tunelu akurat dmuchnął mi w twarz wiatr. To było dla mnie za dużo- zbieg okoliczności? –wątpię. Nie obejrzałem się nawet a za tunelem czekał mnie prawie pionowy zjazd w dół- z radością zacisnąłem ręce na poręczy wagonika i heja w dół- przeciążenia były prawie realne- wiem że krzyczałem z podziwu i zachwytu bo wzbudziło to zaciekawienie moich współtowarzyszy- wkrótce śmiali się do rozpuku obserwując szczyt mojej fazy. Potem lub wcześniej- chronologia zdarzeń jest bardzo rozchwiana- dostrzegłem różowego węża z dymu który wesoło tańczył przede mną. Dał mi radość tak samo jak ja dałem radość obserwatorom moich umysłowych orgazmów kiedy stwierdziłem że zrobiłem kupę w majtki i szybko je zdjąłem żeby sprawdzić czy obecne są w nich moje fekalia. Na szczęście była to tylko niewinna halucynacja.
Niedługo potem ruszyliśmy do miasta. Poszliśmy na pizzę siedząc w lokalu czytaliśmy notatki kolegi na temat naszych wybryków. On jednak dostrzegał to powierzchownie- trip który sobie zafundowałem oceniam jako bardzo duchowe przeżycie- notatki sporządzone są prawdziwe, ale nie wnikliwe, nie wyczerpują tematu. Po zjedzeniu Pizzy myślałem że ze mnie zejdzie. Myliłem się. Udaliśmy się do domu kolegi gdzie odbyłem przemiłą rozmowę z jego mamą. Zadziwiające że złapałem z nią taki dobry kontakt na kwasowym haju- musi być bardzo otwartą kobietą. Powolny schyłek fazy osłodziła mi radość z picia browara. Miał wspaniały smak i opakowanie, studiowałem fakturę nadruku na puszce wiele razy i zachwycałem się smakiem i chłodem który płynął mi do gardła. Tak samo było z pepsi która piliśmy wcześniej- w parku. Może to jakaś wymyślona ochota, a może organizm domagał się płynów bo przewidział przede mną co nastąpi.
Nie myśl drogi czytelniku że moje przeżycie było jedynie zamknięciem się w sobie i przejściem przez to „bo tak trzeba”, prawie cały czas trzymałem kontakt z kompanami przez wspólne rozmowy i śmiech do „bólu brzucha”. Wszystko przebiegało w ogromnej symbiozie z przeżyciami innych. Często wymyślaliśmy coś razem i brnęliśmy ślepo wierząc że nasze fazy są jednym wspólnym przeżyciem. W każdym razie wkroczyłem w nowy troszkę mniej przyjemny etap. Nazwałem ten etap- etpem elokwencji i nadaktywności (której skutkiem ubocznym było intensywne pocenie się).
Zjazd okazał się łagodny. Moje wnętrze było otwartym dziennikiem co budowało refleksyjną atmosferę- bardzo chciało mi się gorącej kąpieli i ciepłej herbaty. Szybko sobie to zorganizowałem wykonując telefon po drodze do domu, dzięki temu ukojenie było doskonale szybkie. Pisał to człowiek młody- wieczny poszukiwacz który nigdy nie wchodzi dwa razy do tej samej rzeki- Moja przygoda z kwasem na tym dniu się rozpoczęła a jednocześnie na tym zakończyła- czas ruszać dalej poznawać nowe lądy, kosmosy.
Comming up next- Tantum Rosa...
- 12742 odsłony