wędrówka przez krainy
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
wędrówka przez krainy
podobne
Na dworze –5, godzina 20. Grzyby zjadłem wraz z kumplem w domu do herbaty. Pierwszy raz miałem z nimi do czynienia(przygoda z dragami – ganja, piguły). Zbytnio nie wiedziałem ile to dużo – taki niepozorny grzybek – zjadłem ponad 60. Posiedzieliśmy chwilę i wyszliśmy. Po przejściu jakiś 200 m zaczęło się. Na początek niesamowicie chciało mi się śmiać, inaczej niż po ganji.. Coś mi wypadło, zacząłem chodzić w kółko, przypomniałem sobie, że rodzinka ma tędy jechać i wpadłem po chwili w niezłą paranoję. Zacząłem biec, cały czas z uśmiechem na twarzy, powoli zmieniał się krajobraz( było ciemno – lepszy zmysł fantazji). Gdzieś skręciliśmy, nigdy wcześniej nie byłem w tamtym miejscu( nic szczególnego, jakieś domki, sklep, mała wioska).
Nadeszła pierwsza fala najmocniejszych halucynacji(tak mi się wtedy zdawało) –coś niesamowitego, sceneria jak z filmów ala noc żywych trupów, liście w kształcie czaszek, jakiś cmentarz, mgła, ale wszystko pozytywnie.
Po chwili minęło. WOW, pomyślałem, że to jest to (po ganji masa wzrastała, a potem malała i end, tu jednak non stop na przemian mocna – słaba, tyle że ta słaba była zajebiście mocna- jak się później okazało) )i wtedy znów mnie dopadło, tym razem pełna abstrakcja, wyskoczyło mi nagle kilka jakiś obrazów – z zaskoczenia wywaliłem się. Zrozumiałem, że to nie koniec na dziś. Weszliśmy do sklepu – niezły ubaw – myśleli, że coś kradnę, a ja po prostu nie mogłem normalnie się poruszać, chwiałem się na wszystkie strony przy tym nie kryjąc swego entuzjazmu. Znowu na dworze – mieliśmy dojść na boisko – zauważyłem, że coś jest nie tak, gdy było kompletnie ciemno i wokoło mnóstwo drzew.
Psychicznie czułem się lekko zmęczony, jako, że nigdy nie miałem jeszcze takich halucynacji. Wtedy obrazy zaczęły się pojawiać coraz szybciej, nakładały się na siebie, nic wyraźnego – jakieś wzory, krajobrazy, drzewa, światło, świat wokoło przyspieszył, położyłem się, ciemno, jasno, czas stanął. Przebiegłem kawałek i rozpłynąłem się na miliardy cząsteczek, byłem małym punktem – obok mnie linia czasu – to mi zostało do końca –zależnie od miejsca czas płynął szybciej albo wolniej....przeżyłem chwilowy kryzys , za dużo wszystkiego – nie mogłem nic zobaczyć, chciałem żeby to się skończyło, byłem przerażony jak mało kiedy w życiu (kumpel miał już z tym do czynienia i mnie uspokoił- mówił, że za szybko wszedłem w masę, że trzeba spokojnie) doszliśmy do światła – most – jaki on był długi nie mogłem przejść na drugą stronę, czas stał im dalej się posuwałem – moje ciało rozciągało się... do końca (całość ze 6 h) gdzieś łaziliśmy po dworze – było zajebiście zimno, ciemno, za ciężkie klimaty – momentami wysiadałem – kładłem się, albo coś i próbowałem uspokoić... pojawiał się jakiś pozytywny klimat... coś radosnego... wszystko było gwałtownie zmienne... super schiz z dłońmi.. nagłe wyciągnięcie ręki przed siebie powodowało, że palce się rozciągały... Ogólny klimat miałem natury filozoficznej.. poznałem wszystkie męczące mnie pytania egzystencjalne – co jest potem, dokąd dążymy, po co żyć, umrzeć, zwiedziłem inne wymiary, podróż po wszechświecie wzdłuż czasu... było tego bardzo wiele... było mi zimno. Zajebiście byłem zmęczony( psychicznie to czułem jeszcze ze 4 dni), ale pomimo całość na +. Teraz wiem co jest ważne:
otoczenie powinno sprzyjać nie stresować – środek miasta, albo u siebie przed domem może spowodować niezły strach – b.ważne jest to by było ciepło – zmysły działają inaczej, emocjonalnie – mocno wpływają na nastrój, 60 grzybów to stanowczo za dużo – doszliśmy z kumplem do wniosku, że ktoś inny by tego nie wytrzymał, ktoś nie przygotowany(ja się nastawiałem już kilka razy - wtedy nie wypalało). Masa po grzybach jest na zasadzie falowania –mocno –słabo. Ta słaba to były bardzo przyjemne odczucia, śmiech, zabawne haluny - mocna to bardzo mocne, nachodzące na siebie haluny i ogólne klimaty z pogranicza paranoi. Z czasem to opanowałem, tylko na początku wzięło nade mną górę i mnie wystraszyło – największe nieprzyjemności można obrócić w swoją stronę i nieźle się przy tym bawić. Jednak od początku do końca potrzebny mi był jakiś punkt odniesienia do „normalnej” rzeczywistości -– np. gdy czas stanął spoglądałem na zegarek, gdy osaczały mnie zewsząd jakieś obrazy, ściany, bagna starałem za wszelką cenę skojarzyć, gdzie jestem.
Grzyby naprawdę poszerzają światopogląd, zanikają wartości materialne - zaczyna się mieć a nie być - znika rzeczywistość pojawia się nowa, każdy ma ją w swojej głowie trzeba tylko ją uaktywnić. Wszystko wtedy jest zmienne, nic nie jest jednolite, każdą rzecz, myśl, słowo widzi się(dosłownie) na kilka sposobów....
Grzyby wezmę na pewno jeszcze ale nigdy takich ilość (podejrzewam, że 30 mi starczy w zupełności) i na pewno w pewnym miejscu( ciepło, bez stresowo).
Przeżyć tak naprawdę nie da się opisać, język jest za ubogi, jest to zajebiście osobista sprawa nie polecam osobą z dołami czy niestabilna psychiką, niedojrzałym emocjonalnie. Zabawne jest to, że czytałem coś podobnego, że trzeba uważać bo się w głowie coś poprzewraca, ale wydawało mi się to powiedzmy głupie, nie mogłem sobie wyobrazić jak grzyby mogą mnie zniszczyć psychicznie – ale jest to całkowita sprawa – gdyby nie było ze mną kumpla – zakończyło by się wszystko o wiele gorzej, gdy widział, że coś jest nie tak zaraz mi pomagał podtrzymując przy sile, emanowała z niego zajebiście pozytywna energia i spokój, a to mi było w takich chwilach najbardziej potrzebne.. Teraz czuję się inaczej niż zanim wziąłem, grzyby to bardzo głęboki doświadczenie, nabrałem dystansu do życia, świata, ujrzałem wszystko w innych barwach, to mi zostało ..z minusów troszkę łatwiej się denerwuję.. poszła jakaś żyłka, ale to i tak nic wielkiego. Niesamowite przeżycie, gdy doszedłem do pewności, że nic mi nie będzie że wytrzymam doszedł mnie przypływ b.pozytywnej energii.. nic nie było w stanie już mnie zdołować.
Cała masa była na zasadzie podróży, wędrówki (rzeczywiście cały czas byliśmy w ruchu)przez różne krainy, światy, a także emocjonalnej, powtarzała się taka myśl „idę, żeby dojść” czułem, że mogę wszystko, choć nic nie chciałem, taka całkowita równowaga z wszechświatem... mieliśmy muzykę i głośnik, pytam się kumpla co chce - mówi, że coś by usłyszał – Passengera Iggiego- biorę coś do ręki naciskam i leci pasanger.... coś niesamowitego, wspaniały zbieg okoliczności...
- 6908 odsłon