równy bogom
detale
równy bogom
podobne
Pełnia przyszła. Zawsze, gdy zbliża się pełnia, ciągnie mnie by przejść na drugą stronę. Splot niefortunnych zdarzeń sprawił, że ostatnią pełnię 2022 roku musiałem odpuścić. Nie ma jednak tego złego, pełni księżyca będzie jeszcze wiele w moim życiu i tak się złożyło, że przywitałem 2023 w blasku naszego naturalnego satelity. Coś w tym musi być.
Usiadłem przy stole ze słoiczkiem po brzegi wypchanym miodem i zmielonymi grzybami w ilości 5g. Stały tak kilka miesięcy, pięknie się ze sobą te składniki zaprzyjaźniły, nadając nowo powstałej substancji wspólny, jasnoszary kolor z nutą złota. Tego dnia czułem się wspaniale, w sumie nie miałem nawet potrzeby "leczenia", więc długo się nie zastanawiając wypowiedziałem na głos intencję: stęskniłem się za Wami, kocham Was, tak jak Wy kochacie mnie. Chcę Was zobaczyć.
Nie zdawałem sobie sprawy, jaką moc będą miały te słowa.
Skończyłem słoiczek o 23:20. Poszedłem na górę się położyć, moja psina postanowiła mi tej nocy towarzyszyć, więc zaprosiłem ją także do pokoju. Niech czuwa. Niezwykle szybko zaczęło "coś" się dziać. Mrowienie na całym ciele, wzmagająca się fala mikrodrgań, pierwsze błyski pod powiekami, a była dopiero 23:30! Zamknąłem oczy na dłużej, będąc pewnym swego. Nagle zawibrował telefon. Zdając sobie sprawę z tego, że to ostatni moment przed odlotem, wziąłem go do ręki w celu wyłączenia połączenia z Internetem. Przyszło powiadomienie - od Niej. Życzyła mi owocnego spotkania z Przyjaciółmi. Och, jak wiele to dało w tej chwili, +5 do i tak już przecież bardzo dobrego samopoczucia.
[Winny jestem Wam wszystkim w tym momencie małą dygresję. Kim jest Ona? Znaliśmy się wcześniej ze względu na rodzinne powiązania, jednak nigdy nie byliśmy ze sobą naprawdę >>blisko<< - nie byliśmy w żadnym razie przyjaciółmi. Jednakże od dłuższego czasu pojawiała się Ona w moich wizjach podczas tripów, a ja nie rozumiałem, dlaczego Grzyby tak bardzo chcą mi coś w tej kwestii przekazać. Przecież jestem szczęśliwie żonaty, a nie posądzałbym Ich o próbę namieszania mi w głowie w tej kwestii. Po czasie dowiedziała się o moich "zainteresowaniach" i sama zapytała, czy mógłbym Jej pomóc także odnaleźć siebie. Oczywiście się zgodziłem, jestem już wprawiony sitterem, a sama asysta w podróży zawsze sprawia mi ogromną przyjemność. Naprawdę uwielbiam to. Jej inicjacja przeszła nader gładko, byłem pod wrażeniem, jak silną jest osobą, jak szybko zaprzyjaźniła się z Nimi i jak szybko Oni ją zaakceptowali. I wtedy coś nam obojgu w głowach przeskoczyło. Cóż, na pewno w mojej głowie coś przeskoczyło. Otworzyłem się na Nią i zdałem sobie sprawę, jak bardzo jesteśmy do siebie podobni, jak wiele mamy wspólnych tematów do rozmów, jak bardzo rozumiemy sie bez słów. I jak bardzo TO JA byłem głuchy na pukanie do mych drzwi. Od tego czasu staliśmy się sobie naprawdę bliscy, co ciekawe - bez jakiegokolwiek podtekstu. Czysta przyjaźń, jakiej - o czym dopiero sobie niedawno zdałem sprawę - nie doświadczyłem nigdy wcześniej. Zyskałem młodszą siostrę, której nigdy wcześniej nie miałem. Wspaniałe uczucie.]
Karuzela rozkręcała się w iście szaleńczym tempie, by nagle zamienić się w pełnoprawną wizję, w której to byłem małym chłopcem. Cztery, może pięć lat. Nieco dalej stał też ktoś, niczym cień. Nagle z jednej strony pojawił się tłum innych dzieci, wręcz stado rozwydrzonych małych ludzi zmierzających w moją stronę. Przestraszyłem się, że chcą coś mi zrobić, dzieciaki nie zważały na mnie i z tego powodu upadłem na ziemię. Byłem pewien, że zostałem znów sam, jakby dziecięca, euforyczna fala zabrała ze sobą wszystko, co było na tym świecie. Myliłem się. Obok pojawiła się śliczna, mała dziewczynka. Nachyliła się nade mną i zapytała: dlaczego nie idziesz do domu? Chcesz, to pójdę z Tobą. Pomogła mi wstać, a ja chyba pierwszy raz w swoim życiu nie zapytałem, ani nawet nie zastanawiałem się, dlaczego mi pomaga. To było jasne, oczywiste, nie wymagało żadnej analizy, w końcu to pojąłem bez zbędnego roztrząsania. Tą małą dziewczynką była Ona, moja najszersza przyjaciółka, a siłą, która pomogła mi się podnieść, była nasza przyjaźń. Zdałem test, a raczej - oboje go zdaliśmy.
Wizja w tej chwili się urwała. Trafiłem do jakiegoś ogromnego miejsca, do którego przyszli Oni. Można powiedzieć, że... bili mi brawo? Jakbym wzorowo wykonał zadanie. Byli szczerze ze mnie dumni, zaczęli nawet artykułować jakieś słowa (pierwszy raz w języku polskim!), choć odrzekłem, że dotychczasowa forma komunikacji zawsze była dla mnie więcej niż wystarczająca. Przytaknęli, kontynuując już poprzez łączność telepatyczną, że spełniłem ich oczekiwania. To był Ich wielki plan wobec mnie, wiedzieli czego w życiu nigdy nie doświadczyłem, znaleźli w naszej rzeczywistości osobę, która idealnie nadawała się do swojej roli i tylko delikatnie naprowadzili nas na odpowiednie tory. Przyjaźń musiała wykiełkować samorzutnie, nie mogli przecież wprost stwierdzić: ej wy tam, lubcie się, to będzie dla waszego dobra. Po tych tłumaczeniach stwierdzili:
JESTEŚ JEDNYM Z NAS TERAZ (TERAZ TERAZ TERAZ), JESTEŚ RÓWNY BOGOM (BOGOM BOGOM BOGOM). CIESZMY SIĘ, ŚWIĘTUJMY.
I zabrali mnie w podróż po swych energetycznych krainach, wszystko działo się jakby poza czasem, wpadliśmy do czegoś, co mógłbym nazwać grzybowym kosmodromem, gdzie dotychczas bezpłciowe i niejednorodne postacie przybrały nieco bardziej ludzkie kształty. Kilkanaście Bytów przeistoczyło się w przepiękne nimfy, o rysach tak delikatnych, że płatki róż wydawały się przy nich niczym ostrza żyletek. Perfekcyjna symetria ich ciał i twarzy do tej pory wprawia mnie w najwyższą formę zdumienia. Kwintesencja piękna i doskonałości. Skrząca się dłoń jednej z nich chwyciła moją i porwała mnie w szalony wir wszechogarniającego nas szczęścia i zabaw. Przenikaliśmy z jednego wymiaru, w drugi, zupełnie gubiąc orientację gdzie jest góra, gdzie dół, gdzie wewnątrz, a gdzie na zewnątrz. Wszystko to przy akompaniamencie śmiechów, okrzyków radości, wielkiej euforii i piękna. Trochę tak, jak bywało za młodu na najlepszych imprezach życia, tyle że podniesione do nieznanej mi potęgi N. Byłem przekonany, że bawimy się przynajmniej 5 godzin, albo i nawet więcej. Jakże byłem zdziwiony gdy zorientowałem się, że wszystkie te wydarzenia trwały... pół godziny naszego czasu.
Było kilka minut po północy, gdy odezwały się potrzeby fizjologiczne. Wróciłem z toalety i zamknąłem oczy ponownie, lecz tam spotkałem moich Przyjaciół powracających do swoich pierwotnych postaci. Zapytałem: jesteście z natury... kobietami? Zawsze wydawało mi się, że płeć nie ma dla Was żadnego znaczenia. Możemy być kim chcemy, nie mamy jednej domyślnej postaci - odpowiedziała ostatnia z nimf. Zatem, dlaczego akurat dzisiaj przybrałyście taką postać? - zapytałem zaskoczony. Nimfa tuż przed transformacją uśmiechnęła się lekko, zadarła swój drobny nos i odrzekła: dla Ciebie, przecież jesteś mężczyzną, czyż nie? Po tych słowach zniknęła, a za mną pojawiło się kilkoro postaci w nieco bardziej znanej mi formie osobliwości świetlistych strun. Machały do mnie wieloma ze swoich rąk dając do zrozumienia, że już czas, by się rozstać. Skonsternowany zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie pomyliłem czegoś w dawkowaniu, albo czy grzyby były w ogóle odpowiednio aktywne, skoro Oni mówią, że po ledwie 30 minutach transu, muszą wracać do siebie. Kompletnie to nie współgrało z moją wiedzą na temat farmakologii psylocybiny, przecież to nie działa jak DMT, tylko zawsze, mówiąc kolokwialnie, "trzyma" kilka dobrych godzin. Wręcz czasem męczy. A dzisiaj? A dzisiaj intencja została spełniona. Też tęsknili, też kochają, też chcieli się ze mną zobaczyć. Zrobili to na własnych zasadach, łamiąc stałe działające w naszej rzeczywistości. Ponownie poczułem, jak wielką iluzją jest czas i jakie wiedza o tym daje możliwości. Odeszli, nie pozostawiając po sobie nawet krzty żalu. Zostawili mnie już bez wizji, choć z mocno wyczuwalnym body high oraz poczuciem spełnienia. Do czwartej rano rozmyślałem nad wieloma aspektami mojego życia, zalewanie się łzami przeplatałem z najszczerszym śmiechem radości.
W końcu stał się cud. Stałem się równy bogom.
- 4242 odsłony