zjednoczenie z matką ziemią
detale
raporty karolex37
zjednoczenie z matką ziemią
podobne
Po około 5 minutach od wyjścia z autobusu od razu zajęliśmy się konsumpcją moich ulubionych łysic <3 Jakos inaczej zapamiętałem ich smak, był raczej łagodny i neutralny, teraz aplikacja kapeluszy wolności sprawiła mi lekki trud, lecz cała porcja zniknęła praktycznie na raz, zapita wodą (Jedynie mojej dziewczynie C.) sprawiło to delikatny trud, wypluła wszystko, lecz namówiłem ją do po prostu szybkiego połknięcia (hehehe). zaczynamy przechadzkę po lesie, mój ziomeczek (nazwijmy go B.) bardzo dobrze zna ten las, wiec idziemy w pewnym kierunku, czyli miejscem pogrzebu mojej i C. pierwszego psa :( pochowaliśmy ją w pięknym miejscu, więc uznałem to za dobry cel podróży. Więc zmierzając do celu idziemy bardzo ładnymi miejscami, wszedzie drzewa, natura, gdzie nie gdzie mały staw, po prostu czuć jedność z naturą i świadomosc przebywania w miejscu pełnym wszelkiego życia. po około 30 minutach zaczynam czuć efekty, czuję "ruch planety" jestem wyraźnie ociężały, kolory zaczynają nabierać kontrastu, a drzewa i krzewy wyglądają wprost obłędnie, zupełnie inna perspektywa, C. włacza jakąś "śmieszną muzyczkę" którą jak slysze teraz w radiu lub tv od razu mam przed oczami tego tripa. po około 1h świat zaczyna wydawać sie nierealny, mech rosnie na moich oczach, kolory wyglądają już po prostu jak z innej rzeczywistości, krztałty drzew przybierają obłędne formy, a oprócz tego, są zadziwiająco wysokie, łapię pięny kij bez kory, wyglądający jak laska i zaczynamy prawdziwą podróż. Nabieram szacunku do otoczenia w którym sie znajduje, zaczynamy zbierać grzyby dla babci C. co chwile maślaczek, kilka prawdziwków nawet sie trafiło, oczywiscie gdzie niegdzie trafia się jakaś Amanita, lecz obawiam sie tego pradawnego specyfiku wiec po dotknięciu go i obsybaniu mnie pyłkiem, wyrzucam go z dłoni z przeraźliwym piskiem, pierwszy raz dotykałem tego grzyba i nie spodziewalem sie ze mnie czyms pobrudzi . weszliśmy do pięknej ścieżki utworzonej z drzew, po prostu była obłędna, długi tunel z równo ułożonymi drzewami, wyglądały wręcz jak stworzone przez jakiegos architekta. po około 1,30h faza zaczyna przytłaczać, formacje drzew, krzewów i wszystkich roslin znajdujących w lesie zaczynają być bardzo wyszukane, po prostu całe otoczenie zostawało przezemnie odbierane jak coś zupełnie nowego, dochodzimy do miejsca pochówku naszej Moli [*] jestem po prostu w szoku, nie spodziewałem sie ze to miejsce wyglądało w taki sposób, wszędzie pagórki, niziny i wszystko co wygłada jak z jakiegoś pejzażu wybitnego malarza, euforia zaczęła wygrywac ze strachem. Moj ziomek B. cały czas nawija jakieś kocopoły które wtedy miały dla mnie wielki sens, jakby zamienił sie w jakąś "alfa i Omege" był po prostu wszechwiedzący. Jego oczy były jak dwie czarne dziury, zamienił sie w naszego przewodnika (naszą matke) idąc dalej w głąb lasu, zasiadamy przy pierwszym "obozowisku" jest tam po prostu obłędnie, mech porastająccy drzewa wygląda jak fraktale, dodatkowo C. zaczyna wyglądać bardzo dziwnie, zaczynam sie bać, jej twarz przypomina mi jakąś złą postac z egipskiej mitologi B. powiedzial ze jej twarz wygląda jak kot i od razu miałem przed oczami "sfinksa" którego w dodatku część twarzy przeskakuje obok głowy. zaczyna sie lekki bad trip, ale nic nie do zniesienia, oblewają mnie poty, rozbieram sie najbardziej jak moge, mam ochote zacząć biegac po lesie bez ubrań, lecz nikt nie jest zachwycony tym pomyslem, wiec rozsądek wygrał. C. siedzi ciągle obok mnie nie opuszczając mnie na minute, prosze ją by chociaż na mnie nie patrzyła to za każdym razem robiła mimo moich próśbn ( nie wiem czy robiła to na zlosc (nie zdziwiłbym sie, po tym co zrozumiałem niedawno) już pożądnie wystraszony, zaczynam czuć metaliczny posmak w ustach, boje sie że zatrułem sie innymi grzybami (chociaz jestem bardzo doswiadczonym grzybiarzem i to nie mozliwe) faza pożądnie sie rozkreca, dalej siedzimy w pierwszym obozie lecz co chwile mam wrażenie że sie przemieszczamy, w zupelnie inne miejsce. Obsiadły mnie kleszcze, wiec szybko wstalem otrzepałem sie cały i poszlismy w las podziwiac szczytowe momenty "tripa" zupełnie straciłem rachube czasu, stoimy w srodku lasu każdy stał w innym miejscu, i smieje sie do wszystkiego jak głupi, las wygląda obłędnie, kolor, ogrom tego pięknego zbioru drzew jest niewyobrażalny, zachwyca mnie to tak ze nie moge opanowac podziwu i ciagle sie smieje. B co chwile przechodzi z jakąś swoją złotą myślą przemykając między konarami drzew, jak jakiś "skrzat" tylko taki wyrośnięty. podchodze do C. brakuje mi jej obecnosci, wszystko zaczyna być bardziej akceptowane przez moją świadomość, czuję sie bezpiecznie, wszystko jakby sie uspokoiło lecz dalej na pewno nie jest normalnei. zmieniamy "obozowisko" w drugim miejscu siadam na początku sam z B. nie wiem gdzie wtedy była C. wsłuchuję sie w muzykę którą puszcza teksty typu "trele morele, kurwy i cwele" nabierają nowego sensu, wszystko układa sie jak jakieś elementy perfekcyjnych surrealistycznych puzzli, bagna pokazują swoją głebie, a konar na którym siedzę, staję sie miejscem moich nowych narodzin. siedzimy tak w otoczeniu bagien i wody, słuchamy muzyki i konteplujemy o niczym i jednoczesnie o wszystkim XD Nagle naszła mnie ogromna ochota na papierosa, a że siedzielismy w srodku lasu, raczej ciężko było coś wymyślić, przychodzi C. prosimy ją zeby to wszystko nagrała (lecz jak to zrobić) po kilku daremnych próbach, nagrania tego cudownego stanu, zmieniamy swoje położenie i zmierzamy w kierunku z którego docierają odgłosy samochodów, gdyż niedowierzaliśmy ze w srodku lasu jeżdża jakies samochody (które słyszelismy przez dłuższy czas) wychodzimy z drugiego obozu ,na bagnie i dochodzimy do szosy więc wszystko jasne, te samochody to nie upierdalanie, tylko fakt. wszystko jest bardzo głębokie, wręcz przeszywająco intensywne szosa, wygląda jakby miała nie mieć końca, kolory są jaskrawo żółte i oslepiające. Pytamy B. gdzie ta droga prowadzi powiedział "do wyjścia" czyli PRAWIE jak zwykle, ma racje, w końcu przez cały trip był naszą matką, a matka stara sie mówić mądrze. nagle mniej wiecej w połowie drogi do cywilizacji, zauważamy jadącą w naszą stronę ciężarówke, ogromnie sie wystraszyłem gdyż C. nie schodziła z drogi stanela lekko na uboczu i chyba starała się mnie wystraszyć :/ prosiłem ją zeby zeszła ale dalej stała blisko (bardzo sie bałem przez cały związek że cos sobie zrobi, nawet przypadkiem pośliźnie sie na parapecie czy coś, gdyż często wzbudzała w ten sposób u mnie litość, ponieważ wiedziała ze ogromnie sie tego boje...) ale była na tyle trzeźwa ze stanęła jednak w odpowiedniej odległości od kól ciężarówki. około 3h tripu wychodzimy w końcu z lasu do głównej drogi, do domu zostało nam jakies póltora godziny drogi, zasmucił mnie ten fakt gdyż byłem juz zmeczony i wykończony pogodą, po prostu gorąco a założyłęm kurtkę, możliwe ze również przez to troche mnie przytłoczyło całe zajscie. gdzies w krzakach zostawiliśmy grzyby dla babci C. bo nie miałem siły nieść kurtki i grzybów a oczywiście C. zachowywała się jak księżniczka i nie mogl ponieść chwile grzybów dla dla swojej babci, po chwili nagle wybięgła na główną ulicę i szła jej środkiem... mój świat wtedy stanął w miejscu krzyczałem i prosiłem B. zeby mi pomógł, gdy w tym momencie po prostu przeszla na drugą strone i zaczęła isc bezpieczną przydrożną uliczką... dochodząc do obrzeży naszego miasta, stajemy przy znaku i patrzymy na pająki owijające jakies niewinne biedroneczki, smutny widok, ale rozumiem ze tak wygląda życie, łańcuch pokarmowy, zamknięty obieg. ktoś musi żyć zeby inni mogli go pochłąnąć i stac sie silniejszym, nic sie z tym nie da zrobic, wiec nawet mimo namawiania C. zebysmy uratowali biedne biedronki nie robimy tego i odchodzimy w strone plaży, po drodze kupujemy moje upragnione papierosy, których oczywiscie nie moge palić, gdyż są obrzydliwe. Schodząc na plażę czuję ze faza już pożądnie schodzi, jestem lekko przygnębiony ale może wygląda w prost obłędnie, mam ochotę zdjąć buty, lecz jak widze mokry piasek uwierający stopy C. od razu zmieniam zdanie, przez cały powrót do domu wracam w butach i kurtce, podziwiając piękne przypływy i odpływy wody, gdzie niegdzie leżą meduzy i wszystko jest całkiem przyjemne mimo schodzącej fazy i przeszywającego zmęczenia. Dochodzimy do naszego miasta, siadamy na ławce i robimy chwile odpoczunku, B. usuwa wszystkie zbędne rzeczy z plecaka i wracamy prosto do domku, razem z C. umyć sie zajarać i zamulać juz do końa dnia. Ogólnie oceniam ten trip na pozytyw, ale C. troche mi pospuła całe zajscie, wie jak bardzo bałem sie o jej życie i wykorzystywała to zebym poczuł sie zle za kazdym razem, co końcowo doprowadziło do strasznych moralniaków w domu. Ale Trip z B. jak najbardzie na plus, cieszę sie ze pokazałem mu tą piękną grupę substancji jaką są psychodeliki i ze się nią nie zachłysnął, powiedzial ze dopiero za rok, mimo tego ze zostało całkiem sporo łysic. Odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu. Pozdrawiam i dziękuje za uwage :*
- 9298 odsłon
Odpowiedzi
Ciekawe
Ciekawe
Żyjemy w matrixie