pierwszy raz z grzybami
detale
raporty bassoven
pierwszy raz z grzybami
podobne
Postanowaliśmy z kilkoma kumplami wybrać się na pierwszego w życiu grzybowego tripa. Starszy kolega polecił nam pewną miejscówkę w Bieszczadach. Było to w październiku. Mieliśmy do przejechania 250km więc wyjechaliśmy nad ranem. 0 6:00 dojechaliśmy na duży parking w samym sercu Bieszczad. Zabraliśmy wszystkie potrzebne rzeczy i wyruszyliśmy na polane. Nie minęło kilkanaście minut i zaczeliśmy zbierać pierwsze grzybki. Niestety temperatura okazała sie nieprzychylna (-2C) i wszystkie grzybki były czarne, przymrożone i rozpadały sie podczas zbierania. Po paru godzinach zrobiła sie piękna pogoda, bezchmurne niebo, słoneczko pięknie świeciło. Zbieraliśmy ok 6h żeby mieć dostateczną ilość i nie żałować przejechanych kilometrów. Po przeliczeniu mieliśmy po 50-60 przeważnie małych okazów. Około 12:00 zaczęliśmy jeść grzyby, które praktycznie cały czas leżały w słoneczku i się podsuszały, fajnie się je żuło i nie trzeba było niczym przegryzać czy przepijać. Jedliśmy we 4 a jeden kolega miał nas pilnować. Po ok. 40 minutach poczułem zdezorientowanie, nogi zrobiły się miękkie a wszystkie kolory się wyostrzyły. Nagle poczuliśmy ogromną chęć podziwiania natury, więć poszliśmy do lasu. Las był niesamowity pod każdym aspektem, te jesienne kolory, natura nieskażona człowiekiem, ogromne powalone drzewa porośnięte pięknym mchem. Nie mogłem sie nadziwić aż do takiego stopnia, że musiałem z tamtąd wyjść bo to piękno rozsadzało mnie od środka. Chodziło mi sie dość dziwnie jak bym był pijany, nie mogłem skupić się na jednej rzeczy dłużej niz pare sekund, wszystko było tak niesamowite. Jeden chodził i się śmiał, drugi leżał na ziemi i podziwiał falujące w oddali korony drzew, trzeci chodził w kółko niewiadomo po co a ja sie przewracałem ze śmiechu. Straciliśmy kontakt z rzeczywistością. Czas przestał istnieć, pory na dłoniach wyglądały jak pod mikroskopem. Co jakiś czas odzyskiwałem świadomość na pare sekund, a tam nasz kocyk leży kilkadziesiąt metrów od nas wszystkie rzeczy porozrzucane po łące a my obok można powiedzieć, że lataliśmy po polanie. Trzeźwy kolega dał hasło żeby iść na lody, kiedy to do mnie dotarło zostałem sam z tym całym syfem na trawie, więć zacząłem sprzątać. Po chwili myśle sobie po co to sprzątam i dołączyłem do znajomych którzy w oddali przewracali się ze śmiechu. Takich prób ogarnięcia tego wszystkiego było kilka, aż w końcu się udało. Chciałem zawiązać buta lecz bezskutecznie, gdyż sznurówki strasznie mi się plątały, w ogole nie czułem, że je dotykam. W drodze do parkingu nie było minuty żebyśmy sie nie zatrzymali i nie rozkminiali jakiejś rzeczy. Dochodzimy do parkingu gdzie wcześniej zostawiliśmy samochód, a tam chyba z kilkadziesiąt samochodów, autokary z wycieczkami, wszędzie pełno ludzi. Przeraziłem się, ale co tam postaramy zachowywać się normalnie bo trzeba zjeść lody. Doszliśmy do budki z lodami we 3, dwójka kolegów chyba gdzies odleciała po drodze. Kumpel zaczął wyciągać lody z zamrażarki jeden za drugim kładąc je na ladzie. Pracownik budki zbladł i zapytał kto za to zapłaci, ja chwyciłem loda zostawiłem jakieś pieniądze i uciekłem. Miałem wrażenie, że wszyscy sie na nas patrzą i wiedzą wszystko, że zaraz będzie przypał. Odszukaliśmy dwójke kumpli, okazało się, że śmieją się z jakiegos drzewa więc też zacząłem się z niego smiać. Zobaczyli, że mamy lody więc odrazu ruszyli w poszukiwanie. Po paru minutach wrócili bez lodów i rzucili hasło, że trzeba iść na lolka na polanke. Szliśmy chyba z 40 minut bo co chwile nikt nie pamietał po co idziemy. Położyliśmy się gdzieś w trawie, faza zaczęła schodzić ale tylko na chwile i znow wkręcała się na nowo. Poleżeliśmy z 2h i wróciliśmy do auta, a następnie do domu. Piękne przeżycie, które zapamietam napewno na długo i napewno powtórze tego rodzaju tripa. Jedność z natura coś niesamowitego, nie do opisania.
- 8583 odsłony